Mecz można podzielić na dwie części. Pierwszą od drugiej oddzieliła koszmarna kontuzja Mateusza Klesiewicza…
Trudno mówić o tym meczu inaczej niż tylko w kontekście tego zdarzenia z 43 minuty. Po tym wydarzeniu ciężko było wrócić do normalnej gry. Część zawodników nie ukrywała łez widząc to, co spotkało Mateusza. To prawda cieszymy się z wygranej, ale dzisiaj liczy się tylko Mateusz. Cieszymy się także, że udało nam się zrealizować życzenie Mateusza, który odjeżdżając do szpitala powiedział, żebyśmy pokonali GKS.
W trakcie meczu rywalizował pan między innymi z Marcinem Motakiem – obrońcą, który do niedawna był podporą defensywy BKS i o pana grze wiedział chyba wszystko.
Marcin, podobnie jak drugi ze stoperów to kawał chłopa i nie było łatwo. Wydaje mi się, że chyba jednak większość z pojedynków, które stoczyłem z obrońcami GKS-u wygrałem.
Zdobyliście po raz drugi z rzędu komplet punktów. Czy można spodziewać się , że będzie to początek zwycięskiej serii?
Powiem tak: wcześniej zanotowaliśmy dwie porażki i dwa remisy. Oglądał pan mecz z Tymbarkiem i widział pan, że sędzia nie podyktował dla nas dwóch ewidentnych rzutów karnych. To nie tak, że graliśmy źle, że byliśmy słabi piłkarsko. Brakowało nam szczęścia, jak chociażby w meczu z Tarnovią i Sokołem. W Kamionce przełamaliśmy się, ważne, że szczęście w końcu do nas się odwróciło.