BKS Bochnia – GKS Drwinia 1-0 (0-0)
Bramka: Wojciech Tomala 66′ – sam.
Żółte kartki: Marut, Lewicki, Budzyn, Tokarczyk, Dobranowski – Kudelski
czerwona kartka: Wojciech Jurek 43′ za faul
BKS: Damian Szydłowski – Daniel Bukowiec, Tomasz Marut, Krzysztof Mazur, Dawid Grzyb – Sebastian Jacak (91′ Hubert Grodowski), Krystian Lewicki, Arkadiusz Budzyn, Mateusz Klesiewicz (45′ Mirosław Tabor), Bartosz Tokarczyk (89′ Jakub Dobranowski), Sławomir Zubel (84′ Dominik Juszczak).
GKS: Kamil Kolanowski – Tomasz Cygan, Wojciech Tomala, Marcin Motak, Wojciech Jurek – Adrian Jastrzębski (43′ Bartłomiej Kudelski), Mateusz Kaczmarczyk, Kamil Rynduch, Karol Filipek, Piotr Filipek (75′ Jakub Duda), Kamil Stawiarski (82′ Grzegorz Mikler).
Ciężko cokolwiek powiedzieć o tym meczu – bo myślami jesteśmy całą drużyną przy Mateuszu – tak zaraz po meczu komentował zwycięskie dla BKS-u derby trener bochnian Sławomir Zubel. W 43 minucie meczu minucie bowiem nierozważny, spóźniony i co gorsza dramatyczny w skutkach wślizg, od tyłu w nogi Mateusza Klesiewicza, wykonał defensor gości – Wojciech Jurek. W tym meczu miał zagrać Tomasz Rachwalski, ale z powodu jego kontuzji zastąpił go Wojtek – relacjonował z kolei trener gości Janusz Piątek. Efekt był przerażający dla samych zawodników, którzy nie kryli łez na widok makabrycznie wyglądającej kontuzji kolegi.
Przed tym dramatycznym zdarzeniem mecz toczył się głównie w środkowej strefie boiska, w której i jedni i drudzy chcieli zyskać dominację. W 29 minucie bramkę nawet strzelił Tomasz Marut, ale sędzia uznał, że zrobił to będąc na pozycji spalonej. W tej części meczu dobrze prezentowali się goście, którzy skutecznie blokowali poczynania BKS-u.
Po ponad dwudziestominutowej przerwie spowodowanej kontuzją, odwiezieniem przez pogotowie poszkodowanego do szpitala, gospodarze stworzyli sobie sytuację po rzucie wolnym, po którym Tomasz Marut oddał strzał w poprzeczkę.
Po zmianie stron podopieczni Janusza Piątka przez kwadrans nie dawali bochnianom okazji do wykorzystania przewagi liczebnej. Goście bardzo dobrze, wysoko ustawiali się zmuszając defensorów z Bochni do zagrywania długich piłek, o które z parą silnych i wysokich stoperów (z Wojciechem Tomalą i byłym bekaesiakiem – Marcinem Motakiem) rywalizował Sławomir Zubel, większość tych pojedynków grający trener gospodarzy wygrał. Zawodnicy GKS zdawali sobie sprawę z faktu, że wraz z upływem czasu będą maleć będą z powodu gry w osłabieniu ich szanse na wywiezienie z Bochni korzystnego rezultatu, dlatego też chcieli zaskoczyć bochnianin zaraz po przerwie. Jeszcze przy stanie 0-0 wyprowadzili kontrę , po której mogli pokusić się o poważne zagrożenie bramce Szydłowskiego. Będący jednak na 20 metrze Karol Filipek zamiast oddać strzał w kierunku bramki szukał podania do partnera, które okazało się niecelne. Z czasem gospodarze zaczęli radzić sobie z wysoką grą rywali stosując długie przerzuty, a przede wszystkim szybszą grą, po której gubili krycie.
Pierwszą groźną akcję przeprowadzili gospodarze. W 55 minucie z lewej strony dobrze dośrodkował Dawid Grzyb, ale zagrana przez niego piłka lecąca na wysokości pola bramkowego nie została przez nikogo przechwycona. Dziesięć minut później miała miejsce akcja, w której padła jedyna bramka meczu. Najpierw piłkę z głębi pola otrzymał Mirosław Tabor, który strzałem z 15 metrów obił poprzeczkę, futbolówka została przejęta przez bochnian, którzy przenieśli grę na prawe skrzydło, skąd niepilnowany Daniel Bukowiec zagrał mocną piłkę w pole bramkowe. Tam interweniować próbował Tomala, ale zrobił to na tyle pechowo, że wpakował piłkę do własnej bramki.
Trzy minuty później Sebastian Jacak wstrzelił piłkę w pole bramkowe, ale ani Tabor, ani też Krystian Lewicki nie zdążyli przeciąć lot piłki. Wkrótce do głosu doszli goście, którzy stworzyli cztery groźne sytuacje pod bramkę BKS. W 72 minucie z rzutu wolnego, z około 40 metrów od bramki rywali dośrodkowywał Kamil Rynduch. Piłka spadła prosto na głowę Motaka, który kontrująco uderzył piłkę, ale ta minimalnie ominęła dalszy słupek bramki. W 80 minucie ponownie Rynduch podszedł do rzutu wolnego. Tym razem uderzył z około 30 metra. Uderzył mocno, ale tylko w środek bramki czym umożliwił skuteczną interwencję Damianowi Szydłowskiemu. Drwinianie wywalczyli rzut rożny, po którym swoją szansę miał Kamil Stawiarski. W 83 minucie blisko strzelenia premierowej bramki w IV lidze miał Jakub Duda, który oddał strzał z dysnasu, po którym piłka musnęła spojenie słupka i poprzeczki bramki gospodarzy.
Im bliżej było końca meczu, tym bardziej goście grali otwartą piłkę. Dawało to wymarzone wręcz możliwości gospodarzom na przeprowadzenie skutecznej kontry. Tych podopieczni Sławomira Zubla przeprowadzili wiele , ale pod bramką gości ciągle czegoś brakowało. Albo dobrze bronił Kamil Kolanowski, albo brakowało ostatniego, kluczowego podania. Po trzech doliczonych minutach sędzia zakończył derby, o których pamiętać będziemy nie przez pryzmat efektownego samobója, ani też emocji, ale przede wszystkim kontuzji Mateusza Klesiewicza.