Ekipa z Niebylca nie była nam znana i nie ma sensu udawać, że tę drużynę mieliśmy doskonale rozpracowaną już przed pierwszym meczem sezonu. Faktem jest, że znaliśmy trenera Krzysztofa Frączka i kilku zawodników, ale to by było na tyle. Zespół „kombinowany” na szybkiego, zespół który przebojem wdarł się na parkiety drugoligowe – właśnie ten zespół miał mocno dać się we znaki bocheńskiej drużynie. Ale o tym mieliśmy przekonać się dopiero w najważniejszej fazie sezonu.
W pierwszej kolejce padł rezultat 2:3 na korzyść niebylczan, ale już ten mecz pokazał jaki potencjał drzemie w zespole Contimaxu. – Mamy dwóch równych atakujących, na przyjęciu mamy fajnych chłopaków, na środku to samo. Generalnie mamy równą ekipę i dobrze, bo jak coś się zatnie to w każdej chwili może wejść ktoś z ławki i z pewnością nie spadnie nam przez to jakość gry. A wręcz przeciwnie, można liczyć, że będzie jeszcze lepiej – tak swój zespół opisywał Robert Banaszak. A jak dokładnie ten nasz skład wyglądał? – Do Szymona Ściślaka, na atak, dołączył Dawid Konieczny, grono przyjmujących powiększyło się o Pawła Samborskiego i Wiktora Wysockiego, natomiast wśród środkowych zagościł Marcin Góra.
Jeden punkcik wpadł na konto bochnian po pierwszym meczu, ale niedosyt po tym spotkaniu pozostał. Podopieczni trenera Banaszaka szybko jednak wzięli się za powiększanie swojego punktowego dorobku. Kolejne dwa mecze, kolejne dwa zwycięstwa, a i o trzecie z rzędu mogliśmy się pokusić. Co jednak poszło nie tak i kto stanął na drodze do tego zwycięstwa? – Trzeba przyznać, że przeszkoda była już dosyć poważna, a sam fakt, że ów „powód porażki bochnian” określany był jeszcze przed sezonem jako faworyt do awansu, wiele mówił. Tym „powodem” była ekipa z Sanoka. W starciu z potentatem bochnianie nie byli jednak ekipą do bicia, a wręcz przeciwnie – gdyby nie problemy z koncentracją to być może TSV odnotowałby porażkę…
Sanoczanie powstrzymali bochnian tylko na chwilę, a kolejną barierą zamykającą drogę do wygranej miała okazać się również ekipa z Podkarpacia – tym razem były to krośnieńskie Karpaty. Bochnianie starali się wyciągać wnioski w swych ligowych spotkaniach, ale problemy ze skupianiem uwagi nadal mocno dokuczały drużynie MOSiR-u. Mimo to, dorobek zespołu był naprawdę dobry, a sześć spotkań zwycięskich i trzy porażki dały ekipie z Solnego Grodu czwartą pozycję w tabeli po pierwszej rundzie sezonu.
Mecz ze świdnicką Avią należał do tych z serii „lekko, łatwo i przyjemnie” i wynik 3:0 i rezultaty poszczególnych setów (25:14, 25:22, 25:23) faktycznie to potwierdzają. Pewnie byłoby jeszcze lepiej (jeszcze wyższe wygrane w poszczególnych partiach), gdyby bochnianie utrzymywali koncentrację przez cały czas. Fot. Joanna Dobranowska
Jeżeli ktoś miał wątpliwości co do siły Contimaxu w sezonie 2015/2016 to owe wątpliwości zostały rozwiane w rundzie rewanżowej. Osiem zwycięstw i jedna porażka (z niekwestionowanym liderem z Sanoka) sprawiły, że na Contimax zaczęto patrzeć jak na potencjalnego kandydata do awansu na turniej, z którego można było uzyskać promocję do pierwszej ligi. Żeby na tym turnieju się znaleźć trzeba było jednak najpierw wyjść zwycięsko z play-offu. A na tą fazę los nam zesłał jako rywala drużynę z Niebylca…
Dwa mecze rozegrane z danym przeciwnikiem to tak naprawdę nie jest wiele, ale akurat w przypadku duetu Contimax – Niebylec już dwa spotkania „podzielone” na dziewięć setów, pozwoliły zespołom poznać się doskonale. Gdy do tego wszystkiego dołożymy jeszcze pięć spotkań z drugiej fazy sezonu to już w ogóle można powiedzieć, że w chwili obecnej ekipy znają się jak łyse konie.
Po pierwszych dwóch meczach play-offu bliżej arcyważnego turnieju był MOSiR, ale spotkania w Niebylcu zmieniły sytuację diametralnie. O być albo nie być w dalszym etapie sezonu miał zadecydować mecz numer pięć. Owo spotkanie odbyło się w Bochni i owo spotkanie miało scenariusz, którego nie powstydziłby się żaden pisarz miłujący się w dreszczowcach. Raz wydawało się, że zwyciężą bochnianie, po chwili to niebylczanie byli bliżej sukcesu.
Rywalizacja bocheńsko – niebylczańska z pewnością na długo pozostanie w pamięci siatkarskich kibiców obu ekip. Fot. Joanna Dobranowska
Sympatycy Contimaxu liczyli na triumf swych ulubieńców, fani Neobusa, którzy do Solnego Grodu przybyli w mocnym składzie (o czym m.in. pisaliśmy tutaj: http://www.sportomaks.pl/?p=90127 ) liczyli natomiast na swych zawodników. A jak skończyła się ta siatkarska wyliczanka?
Entliczek – pentliczek, sędziowski stoliczek,
A na tym stoliczku meczowy wyniczek…
– Wyniczek niestety nie był dla bochnian dobry i to zespół z Niebylca powędrował do kolejnego etapu sezonu. Prawda była jednak taka, że jeśli to bochnianie wywalczyliby ten upragniony awans to byłby on równie zasłużony. – Wyjeżdżając z Bochni po pierwszych dwóch meczach mieliśmy nietęgie miny – opisywał tę bocheńsko – niebylczańską batalię Tomasz Podulka. – Daliśmy z siebie wszystko po tych dwóch meczach i okazało się, że to nie wystarczyło, wyjeżdżaliśmy tak naprawdę z niczym. Ale po pierwszym meczu w Niebylcu, który wyszedł nam rewelacyjnie, a Bochni – w moim odczuciu – po prostu nie wyszedł, wróciła wiara. Czwarty mecz to jakiś kosmos – udało się wygrać tie breaka dzięki ogromnemu zaparciu, walce, dzięki cechom wolicjonalnym zawodników – relacjonował gracz Neobusa. –Jesteśmy bardzo szczęśliwi, ale mamy niezwykle duży szacunek do zespołu z Bochni. Gdyby Bochnia wygrała, to myślę, że wszyscy by gratulowali tej drużynie, bo to naprawdę wspaniały zespół. Cieszymy się, że mogliśmy z nimi rywalizować i miejmy nadzieję, że spotkamy się może za rok, a może i nie… – mówił po meczu kończącym rywalizację w play-offie kapitan niebylczan.
No właśnie – czy bochnianie spotkają się z zespołem trenera Frączka w kolejnym sezonie czy nie? – Maj przyniósł odpowiedź na te pytania, a konkretnie – odpowiedź na nie przyniósł turniej, którym żyło w maju całe niebylczańskie społeczeństwo. Zresztą także i kibice z Sanoka mieli komu kibicować, bo kto jak kto, ale akurat TSV miał chyba największe szanse na to by awans do pierwszej ligi wywalczyć… I tak rzeczywiście się stało.
Sanoczanie byli nie do pokonania, zrobili co mogli i przypieczętowali swój wielki skok do wyższej klasy rozgrywek, natomiast ekipa z Niebylca – mimo dobrej gry – pozostanie na drugoligowych parkietach. Kibice Raf-Maru i tak mogą być zadowoleni, bo ich ulubieńcy zrobili więcej niż ktokolwiek mógł sobie wymarzyć, ale i bocheńscy fani powinni się cieszyć z doskonałej postawy Contimaxu. Wprawdzie zarówno bocheńscy siatkarze jak i bocheńscy kibice liczyli na pokonanie Raf-Maru i awans do dalszego etapu rozgrywek, ale MOSiR i tak osiągnął najlepszy rezultat w historii.
Bez wątpienia można było wznosić ręce w geście triumfu. – To był naprawdę bardzo dobry sezon bocheńskiej drużyny. Fot. Joanna Dobranowska
Czas szybko leci, tak więc ekipa Contimaxu na pewno już myśli o sezonie 2016/2017. A jak będzie wyglądała przyszłoroczna siatkarska wyliczanka?
Entliczek – pentliczek, sędziowski stoliczek,
A na tym stoliczku, jaki będzie wyniczek?
***
Joanna Dobranowska