Po pierwszym zwycięskim meczu zdecydowanie nie takiego początku meczu numer dwa oczekiwali sympatycy bocheńskiego Contimaxu. Bochnianie rozpoczęli pierwszą partię mocno ospale i w zasadzie bez jakiegoś specjalnego wysiłku Neobus osiągnął czteropunktowe prowadzenie (1:5), które jeszcze nadbudował do sześciu oczek (1:7). Siatkarze z Solnego Grodu mylili się niemal w każdej akcji, a to nie zwiastowało niczego dobrego. Kompletnie nie szło gospodarzom w ataku – to Dawid Konieczny posłał piłkę w aut, to Jakub Zmarz otrzymał „czapę” od rywala… – Przewaga ekipy z Niebylca rosła, a wynik 4:11 naprawdę mógł przerażać. Część strat została zniwelowana przez ekipę MOSiR-u, ale tego seta wygrać się już po prostu nie dało.
Lepiej miało być w secie drugim i faktycznie pierwsze akcje potwierdzały zmianę nastawienia bochnian. Podopieczni Roberta Banaszaka wyszli na trzypunktowe prowadzenie (11:8) i robili co mogli by jeszcze odjechać Neobusowi. Niestety, drużyna z Podkarpacia w tym spotkaniu do perfekcji opanowała umiejętność ataku w beznadziejnej sytuacji. Siatkarze prowadzeni przez Krzysztofa Frączka raczej nie należą do tych, których zadowala delikatne muśnięcie piłki opuszkami palców, a wręcz przeciwnie – muszą zadać soczysty cios. I tak faktycznie było, gdyż przeciwnicy drużyny Contimaxu uderzali z pełną mocą w sytuacjach, w których niejeden gracz wątpiłby w powodzenie takiego ataku. Im to jednak wychodziło, a Jacek Pszonka brylował w tych akcjach.
Mimo fantastycznej gry obronnej rywala, bochnianie nadal dzielnie trzymali się na parkiecie. Mając w pamięci pierwszą partię, mieli świadomość, że porażka w drugim secie może ich bardzo oddalić od zwycięstwa w całym spotkaniu. Robili więc co mogli by żadna krzywda im się nie stała, a doskonałe czucie bloku Konrada Stajera i precyzja Dawida Koniecznego dały wynik 19:16. W końcówce tego seta doszło jednak do zdecydowanie zbyt wielu nieprzyjemnych zdarzeń, które w sumie doprowadziły do porażki Contimaxu 24:26. Jak przegrać seta, w którym prowadzi się 24:22? – Gdy popełni się o dwa błędy za dużo – nie ma chyba nic prostszego. I w ten prosty sposób, bochnianie doprowadzili właśnie do sytuacji, która z żadnej strony nie wyglądała na łatwą do rozwiązania.
Sytuacja była zła, ale otwarcie seta trzeciego wprowadziło zespół MOSiR-u w stan jeszcze większego zdenerwowania. Najpierw Roman Kącki został „ustrzelony” zagrywką, potem Szymon Ściślak nadział się na blok rywala, a do tego wszystkiego dołożyła się jeszcze zepsuta zagrywka Pawła Samobrskiego. A kto jak kto, ale akurat Paweł nie często psuje serwis. Mając na uwadze te trzy przykładowe akcje, bocheńscy kibice mogli patrzeć na parkiet z niedowierzaniem i nieskrywaną trwogą. Co będzie dalej? Czy ten mecz zakończy się po trzech partiach? – Wiele na to wskazywało. Bochnianie byli uczestnikami horroru, w którym to rywal zabijał w nich jakiekolwiek chęci na przeprowadzenie skutecznych akcji i w którym to nadzieja na ratunek umierała wraz z upływającym czasem. A jednak – masakry nie było, a chodzące wzdłuż linii bocznej widmo zagłady bochnian musiało znaleźć sobie inną ofiarę. I chyba znalazło, bo sędzia liniowy miał w tym momencie jakieś ewidentne kłopoty z rzetelną oceną miejsca, w którym piłka siadła po zagrywce Pawła Samobrskiego.
Był to najprawdziwszy z prawdziwych as serwisowy i chyba tylko sędzia liniowy wie dlaczego pokazał, że piłka wylądowała za linią końcową. Punkt przyznano jednak bochnianom, a paradoksalnie – zamieszanie jakie wywołała chorągiewka ściskana w ręku wspomianego sędziego dała nam kolejny punkt. Jakim sposobem? – A takim oto, że gracze z Niebylca z trenerem na czele, zaczęli tak namiętnie analizować zagrywkę Pawła Samborskiego, że sędzia główny zdecydował się na rozładowanie emocji przez pokazanie czerwonego kartonika gościom. Contimax doprowadził do wyniku 24:23, ale za dobrze by było gdyby udało się zakończyć tę partię 25:23. Nie dość, że rywal wyrównał, to jeszcze za sprawą Jacka Pszonki i jego zagrywki (piłka siadła idealnie na linii dziewiątego metra) to Niebylec był w lepszej sytuacji. Szczęście zagościło jednak w drużynie MOSiR-u i to ta ekipa wygrała na przewagi 27:25.
Partia czwarta to od początku pewne prowadzenie podopiecznych Roberta Banaszaka. Contimax szalał w obronie, po mistrzowsku wykańczał ataki, wykańczając w ten sposób rywala i wszystko zmierzało w kierunku tie breaka. A tam już tak spokojnie nie było. Walka na noże – to chyba najbardziej odpowiednie stwierdzenie w odpowiedzi na to co sympatycy bocheńskich siatkarzy mogli obejrzeć w tej odsłonie meczu. Oj były momenty, kiedy jeden głębszy oddech działał mocno kojąco na reprezentantów Solnego Grodu. Przegrywali już 8:10, chwilę potem piłkę meczową mieli w górze rywale, a gra na przewagi zdawała się być niekończącą się opowieścią. Ta opowieść skończyła się jednak i to w bajeczny sposób.
Czy to był horror czy to była bajka z morałem? – W tym momencie należałoby chyba powiedzieć, że niedzielna historia miała elementy zarówno odpowiednie dla mrożącej krew w żyłach opowieści, ale i odpowiednie dla bajki. A morał z tej „bajki z dreszczykiem” jest taki, że kto mocno wierzy dokona wszystkiego, a dwa zwycięstwa nad zawzięcie walczącą drużyną z Niebylca stawiające bochnian w rewelacyjnej sytuacji przed kolejnym starciem, tylko to potwierdzają. Ale czy naprawdę nie dało się chociaż odrobinę spokojniej? – Ja bym chciał żeby to wyglądało mniej nerwowo, ale jak już zaczęliśmy mecz od 0:2 trzeba było gonić wynik – przyznał ze śmiechem Szymek Ściślak. – Pokazaliśmy jednak klasę przez następne trzy sety, a tie break to tie break – to jest walka na noże, ale tym razem nam się udało, daliśmy radę. Kończyliśmy ważne ataki, przyjmowaliśmy bardzo dobrze i ostatecznie – mimo że przegrywaliśmy 8:10 – podnieśliśmy się w tym momencie i daliśmy radę. A przecież różnie mogło być – przyznał atakujący Contimaxu.
– Tak jak więc mówiłem, bardzo bym chciał żeby to nie była taka nerwówka, ale kibice na pewno oczekują takiej walki, dlatego taką właśnie walkę im daliśmy – stwierdził reprezentant Contimaxu. – Gratuluję chłopakom Niebylca naprawdę bardzo ostrej walki, bo ciężko było zarówno wczoraj jak i dzisiaj. To jest w sumie dziesięć setów, w tym kilka na przewagi. Mamy jednak 2:0 i to się teraz liczy – podsumował.
Contimax MOSiR Bochnia – Neobus Raf-Mar Niebylec 3:2 (21:25, 24:26, 27:25, 25:17, 21:19)
Contimax w składzie: Jakub Habel, Szymon Ściślak, Jakub Zmarz, Konrad Stajer, Roman Kącki, Paweł Samborski, Bartosz Luks (libero), Mateusz Jarzyna, Dawid Konieczny.