Piłka ręczna. Miało być cudownie, a trzeba będzie liczyć na pierwszoligowy cud

686 0

Twarda obrona Viretu na dzień dobry – bocheńscy zawodnicy chyba nie spodziewali się, że ich rywal poluzuje swoje szyki obronne tylko dlatego, że gospodarze szturmują bramkę. Szturm faktycznie był ostry, ale piłkę gracze MOSiR-u zgubili i pierwsze trafienie odnotowali zawiercianie. Na wyrównanie nie trzeba było jednak zbyt długo czekać gdyż Filip Pach postanowił poszaleć na lewym skrzydle, a w bocheńskim okienku Jarek Gut robił co mógł. Wprawdzie to Viret wyszedł po chwili na prowadzenie (4:5), ale kolejne akcje to popis podopiecznych Ryszarda Tabora. Adrian Najuch, Mateusz Nowak i Kacper Król– ci trzej zawodnicy mieli wtedy swój wielki moment i to oni pracowali nad powiększeniem bocheńskiego dorobku bramkowego notując kolejne skuteczne rzuty. W tej fazie meczu bochnianie grali całkiem nieźle, a co najważniejsze w 10. minucie wyszli na prowadzenie 7:5.

Z każdą kolejną minutą ta ich gra zaczynała niestety wyglądać coraz bardziej niedbale. Wprawdzie gracze MOSiR-u starali się zapanować nad sytuacją,a pełen poświęcenia „podjazd na brzuchu” w rejon linii bocznej w wykonaniu Adama Janusa te starania potwierdzał, niemniej jednak zdecydowanie zbyt wiele akcji nie szło po myśli gospodarzy. W dziewiętnastej minucie Michał Mentel – golkiper Viretu, obronił kolejny w tym meczu rzut bochnian. Czy to wynikało faktycznie z jego „czucia” piłki czy raczej z faktu, że bochnianie nie potrafili wczuć się w przedmeczowe założenia i rzucali prosto w niego? – Niestety czasem odnosiło się wrażenie, że chodziło o ten drugi powód… Jednego nie można jednak bochnianom odmówić, a konkretnie mocy rzutów. Przykład mieliśmy chociażby we wspomnianej 19. minucie, kiedy odbita przez Mentela piłka poszybowała z pełną prędkością na trybuny, a zasiadający na nich Maciek Wieczorek – niegdyś bramkarz BKS-u, tarnowskiej Unii – w momencie przypomnieć sobie musiał jak się układa ręce do obrony. Ale prawdę powiedziawszy, to jak trzymać ręce w obronie powinni sobie przypominać raczej gracze MOSiR-u, bo momentami rzeczywiście nie wiedzieli co z nimi zrobić. Choć faktycznie, w tej pierwszej połowie spotkania jeszcze nie aż tak bardzo widoczne były te „zaniki pamięci bocheńskich defensorów”.

Po przerwie coś niestety „pękło” w gospodarzach. O ile jeszcze bramka Kacpra Króla dawała nadzieję na to, że starty da się odrobić, o tyle już kolejne akcje MOSiR-u wołały o pomstę do nieba. Ile pojedynków sam na sam przegrali bochnianie w sobotnim spotkaniu? – Takie statystyki mogłyby okazać się zbyt brutalną prawdą dla zawodników z Solnego Grodu. Co jakiś czas, regularnie dochodziło do sytuacji, w których bochnianie dawali się oszukać, a rywal miał czystą drogę do bramki. Z niektórych takich sytuacji udawało się bochnianom wyjść obronną ręką – za sprawą bardzo dobrych interwencji Jarosława Guta, ale momentami już nawet Jarek nie był w stanie nic zdziałać. – W ataku raziła u nas duża nieskuteczność. Rzuty w niektórych sytuacjach były bardzo niecelne lub były to rzuty w strefy w bramce, w które nie wolno było rzucać, bo wiadome było że tam będzie bronił bramkarz. W obronie też się nie popisaliśmy specjalnie, ponieważ przegrywaliśmy dużo pojedynków jeden na jeden i zawodnicy z Zawiercia rzucali stosunkowo łatwe bramki, praktycznie bez kontaktu – relacjonował tuż po spotkaniu Ryszard Tabor.

W 43. minucie zawiercianie wyszli na trzybramkowe prowadzenie (23:26), ale dzięki bochnianom, u których objawiła się nieumiejętność ominięcia bramkarza Viretu i trafienia w światło bramki, ta ich przewaga jeszcze wzrosła (26:31 w 54. minucie). Nie pomagały gospodarzom ani odważne akcje Adriana Najucha, ani wprowadzony do gry nowościągnięty do ekipy MOSiR-u Jakub Jewiarz, zawiercianie robili co chcieli na czele z Damianem Kapralem, który z prawdziwą gracją potrafił ominąć każdego kto stanął mu na drodze do bramki. Dojście do tej bramki wcale nie było takie trudne dla Viretu, choć w ostatniej minucie spotkania było u nich widać zdenerwowanie. Rzuty z czystych pozycji ponad bocheńskie okienko, szarżujący chyba resztkami sił bochnianie, wynik 32:33 i cztery sekundy do końcowego gwizdka. W tak krótkim czasie nic zdziałać się gospodarzom już nie udało…

Zespół MOSiR-u przegrał różnicą jednej bramki, ale trzeba uczciwie przyznać, że wynik jest zdecydowanie lepszy od samej gry. – Przegraliśmy jedną bramką i w końcówce zmniejszyliśmy tę różnicę, ale to właściwie o niczym innym niż o ambicji zawodników nie świadczy. Niestety, ta ambicja nie wystarczy do tego by zdobywać punkty – przyznał otwarcie trener Tabor.

– Mogła być piękna wygrana, ale niestety Bochnia nadal pogrążona jest w czarnej rozpaczy. Święty Mikołaj nie dał bochnianom w prezencie chociażby jednego „oczka”, a czy przed Świętami jakiś punktowy dorobek wpłynie na konto MOSiR-u? – Kibice na pewno liczą na jakiś pierwszoligowy przedświąteczny cud.

MOSiR Bochnia – Viret CMC Zawiercie 32:33 (17:18)

MOSiR: Gut, Węgrzyn, Obroślak – Najuch 9, Król 8, Nowak 6, Imiołek 2, Pach 2, Janas 1, Janus 1, Jewiarz 1, Kozioł 1, Spieszny 1, Budziosz, Lysy, Więcek.
Karne: 4/4
Kary: 4 min.

Viret: Mentel, Ratuszniak – Kapral 10, Fugiel 7, Zagała S. 7, Bugaj 3, Komalski 3, Zagała I. 3, Makaruk, Salamon, Słodowy, Szymański.
Karne: 4/4
Kary: 6 min.

Sędziowali: Wojciech Bosak oraz Mirosław Hagdej.
Widzów: 200.

Wyniki pozostałych spotkań 12. kolejki:
UKS Olimp Grodków – MTS Chrzanów 22:20 (10:11)
Nielba Wągrowiec – KSSPR Końskie 37:35 (16:15)
Ostrovia Ostrów Wlkp. – Olimpia Piekary Śląskie 34:39 (14:19)
Piotrkowianin Piotrków Tryb. – LKPR Moto-Jelcz Oława 43:33 (24:16)
SPR Tarnów – Siódemka Miedź Legnica 25:26 (15:15)
KSZO Odlewnia Ostrowiec Św. – Czuwaj Przemyśl (mecz w dniu 6.12.2015r.)

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *