Okocimski Brzesko – Raków Częstochowa 3-1
Bramki: Arkadiusz Garzeł 34’, Patryk Bryła 40’, Sebastian Janik 90’ – Adrian Klepczyński 35’
żółte kartki: Białkowski, Janik, Jaworski – Kmieć, Cyfert.
Okocimski: Aleksander Kozioł – Aleksander Ślęczka, Arkadiusz Garzeł, Arkadiusz Lewiński, Mateusz Kasprzyk – Konrad Kurzywilk (60’ Krystian Maślanka), Taras Jaworski, Sebastian Janik (90’ Łukasz Krówczyński), Wojciech Wojcieszyński, Kamil Białkowski (88’ Jakub Baran) – Patryk Bryła (82’ Wojciech Dziadzio).
Raków: Mateusz Kos – Adam Waszkiewicz (82’ Dariusz Pawlusiński), Adrian Klepczyński, Błażej Cyfert, Łukasz Góra – Dawid Kamiński (76’ Kamil Wojtyra), Rafał Figiel, Łukasz Kmieć (59’ Peter Hoferica), Damian Warchoł, Piotr Malinowski – Wojciech Okińczyc.
Nie byłoby tej wygranej, gdyby nie – po raz kolejny – ciężka praca całego zespołu w grze defensywnej, konsekwencja w jej realizacji, świetne parady Aleksandra Kozioła oraz indywidualności, które potrafiły wykorzystać otwarcie się rywala i wbić mu ostatni – trzeci gwóźdź do trumny.
Brzesko po sobotnim meczu ma kilku bohaterów: Wojciecha Wojcieszyńskiego – grającego pewnie, mądrze i skutecznie, Sebastiana Janika, który oprócz bramki dołożył wiele odbiorów oraz nieszablonowe rozegrania, Arkadiusza Garzeła i Patryka Bryłę, którzy znaleźli się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie i zaliczyli ważne bramki. Według nas jednak wszystkich ich przyćmił Aleksander Kozioł. Mimo puszczenia bramki na 1-1, która wydaje się – na pierwszy rzut oka – mogła nie mieć miejsca, to co wyczyniał golkiper „Piwoszy” w drugiej połowie, to jak dopisywało mu szczęście, zostanie zapewne na długo w pamięci nielicznych niestety kibiców, którzy w chłodną listopadową sobotę pofatygowali się na stadion przy Okocimskiej.
Gospodarze do meczu z wiceliderem przystąpili w mocno osłabionym składzie. W środku obrony za kapitana Radosława Jacka wystąpił Arkadiusz Lewiński, który poprzednie mecze grał w środku pomocy. Jego dotychczasową rolę przejął Taras Jaworski, dla którego absencja Jurija Głuszki otworzyła szansę na, nieskrępowaną związkowymi przepisami dotyczącymi cudzoziemców, grę od pierwszej do ostatniej minuty. Środkowego napastnika (Głuszkę) zastępował Patryk Bryła, a na boku pomocy zamiast Pawła Pyciaka mogliśmy obserwować Kamila Białkowskiego.
Goście stworzyli na początku spotkania oraz w drugiej połowie wiele sytuacji, która nie tylko mogły dać im remis, ale i zwycięstwo. Jedna z nich z 55 minuty miała niesamowitą, rzadko spotykaną dynamikę. Sytuacyjny strzał z bliska i wybicie piłki z linii bramkowej gospodarzy, piłka nie opuszcza boiska, ale trafia do innego z zawodników gości, po czym pada strzał prosto w poprzeczkę. Rakowianie dalej utrzymują się przy piłce i kolejny strzał obija słupek, a dobitka (również z bliska) – zblokowana daje tylko rzut rożny.
Przewaga optyczna oraz w ilości oddanych strzałów – zwłaszcza tych celnych zdecydowanie należała do przyjezdnych. Cóż jednak z tego, skoro nic nie chciało wpaść? Jak chociażby w 85 minucie, gdy piłka po uderzeniu nie atakowanego w polu bramkowym częstochowianina przeszła bezpiecznie nad poprzeczką.
Piłkarskie porzekadło mówi, że niewykorzystane sytuacje mszczą się i tak też stało się w 34, 42 i 90 minucie. Przy pierwszej bramce dośrodkowanie w pole bramkowe i potworne zamieszanie w polu bramkowym zadecydowało o tym, że Arkadiusz Garzeł, a właściwie to Adam Waszkiewicz skierował piłkę do siatki. Drugą bramkę strzelił dla brzeszczan Patryk Bryła. Ostatni gol dla gospodarzy padł po strzale Wojcieszyńskiego i wybiciu przed siebie piłki przez Mateusza Kosa, a następnie strzale z 16 metrów przez Sebastiana Janika.
Brzeszczanie godnie więc żegnają się z własnymi kibicami i własnym boiskiem. W dwóch ostatnich meczach z rywalami wyżej notowanymi odnotowali dwa zwycięstwa, które dają nie tylko spokój przed zimową przerwą (bez względu na wynik konfrontacji w Stargardzie Szczecińskim za tydzień), ale także dają nadzieję na lepsze sportowe czasy dla piłkarskiego Brzeska.