Mecz rozpoczął się idealnie dla gospodarzy. Paweł Samborski ustrzelił zagrywką Michała Bilskiego i tym samym pierwszy punkt wpadł na konto Contimaxu. Rywale odpowiedzieli jednak błyskawicznie i tym razem to Paweł nie zdążył podbić kiwki zafundowanej bochnianom przez tego, który w pierwszej akcji przyjęciem się nie popisał. Co więcej, w ramach dalszej rehabilitacji już za chwilę ten sam zawodnik dołożył asa serwisowego i to goście wyszli na dwupunktowe prowadzenie. Bochnianie wyglądali nieco ospale, ale w końcu podopieczni Roberta Banaszaka przebudzili się w pełni. Najpierw Szymon Ściślak posłał niezwykle precyzyjną i mocną zagrywkę, z którą mieli niemały kłopot przeciwnicy, a już po chwili szybował na prawym skrzydle by „przechwycić” lecącą piłkę i zmienić kierunek jej lotu by wpadła w pole rywala.
Kolejne akcje to popis bocheńskiego bloku. Duet Samborski – Góra był w tym momencie nie do przejścia dla rywali, a skutkowało to tym, że bochnianie coraz bardziej odjeżdżali przeciwnikowi. Gospodarze prowadzili już 20:15 i niewielkie grono kibiców, które zasiadło na trybunach w piątkowy wieczór, już chyba myślami było w drugiej partii. Co się działo wtedy w głowach zawodników MOSiR-u? – Coś na pewno, ale raczej nie było to nic dobrego. Warto zastanowić się dlaczego znów przytrafiło im się to, co miało miejsce już po chwili. Z pięciopunktowej przewagi w momencie nie zostało praktycznie nic. Szymon został zmieniony przez Dawida Koniecznego, ale jego atak po antence na „dzień dobry” po wyjściu z kwadratu, cieszyć mógł tylko sędziszowian. Na szczęście, wygrana w tej partii wpadła w ręce ekipy MOSiR-u.
W drugiej partii jednak już tak różowo nie było. W grze bochnian pojawiały się usterki w postaci chociażby autowych ataków i to znacznie utrudniało uzyskanie korzystnego wyniku. Rywal wyszedł na trzypunktowe prowadzenie (13:16) i nie miał zamiaru przerywać swej dobrej passy. Gdy rozgrywający PZL-u, Kamil Kozłowski, po raz kolejny przypomniał bocheńskim blokującym o tym, że powinni cały czas trzymać ręce w górze i przeniósł nad nimi piłkę, można było się zastanawiać czy bochnianie przypadkiem znów nie myślą o jakiejś drzemce… I faktycznie tę drzemkę kibice jeszcze zobaczyli, bo ostatnia akcja tej partii to punktowa zagrywka rywala. Bochnianie nawet nie drgnęli gdy piłka osiadła w boisku, a podopieczni Piotra Wiktora wznieśli ręce w geście triumfu.
Kolejne dwie partie padły na szczęście łupem bochnian, ale to wcale nie znaczy że wszystko szło idealnie. Już po pierwszych dwóch akcjach seta trzeciego Robert Banaszak powinien był wziąć głęboki oddech by się nieco uspokoić. Ale jak tu się uspokoić gdy przeciwnicy robią co chcą. W końcu coś jednak ruszyło w grze gospodarzy. Bartosz Luks popisał się doskonałą obroną (zresztą co do gry obronnej w wykonaniu bochnian nie można mieć było zastrzeżeń), a Paweł Samborski pewnie wykończył atak z kontry. Zawodnicy Contimaxu doprowadzili do szczęśliwego końca seta numer trzy, a równie wesołe nastroje zapanowały w drużynie po partii czwartej. Contimax pokonał zespół z Sędziszowa Małopolskiego 3:1 i nie dał się przeskoczyć rywalom w drugoligowej tabeli. Co więcej, jeszcze im odskoczył.
Contimax MOSiR Bochnia – PZL Sędziszów Małopolski 3:1 (25:21, 21:25, 25:19, 25:20)
Contimax: Jakub Habel, Szymon Ściślak, Konrad Stajer, Marcin Góra, Paweł Samborski, Roman Kącki, Bartosz Luks (libero), Dawid Konieczny, Mateusz Jarzyna, Jakub Zmarz.
PZL: Kamil Kozłowski, Michał Bilski, Piotr Groszek, Piotr Kochan, Kamil Warzocha, Wojciech Rusin, Marek Samolewicz (libero), Tomasz Bochenek, Patryk Polek, Mateusz Hadała.