Spotkanie rozpoczęło się wręcz idealnie dla bochnian. Tłum kibiców zgromadzonych na trybunie wrzasnął niezwykle głośno gdy Filip Pach wepchnął piłkę w okienko Czuwaju. Ten donośny krzyk miał ponieść w kolejnych akcjach reprezentantów MOSiR-u, ale kolejne dwie bramki padły na konto przemyślan. Jedną z tych bramek zdobył doskonale znany wśród miejscowych kibiców Maciej Kubisztal, który niegdyś zdobywał bramki dla ekipy BKS Stalprodukt Bochnia. Popularny „Kubeł” w ostatnim czasie odpoczywał od piłki ręcznej z powodu kontuzji, ale powrót do gry przypadł akurat na mecz w doskonale znanym mu Solnym Grodzie. Bochnianie nie mieli jednak zamiaru oddać zbyt dużego pola gry rosłemu obrotowemu i – wprawdzie z różnym skutkiem, ale mimo wszystko – starali się dobrze wypaść w obronie i szturmować przemyską bramkę. W 8. minucie to gospodarze prowadzili 4:3, ale już po chwili po hali przemknął głośny jęk zawodu, gdyż Adam Janus został odesłany na dwie minuty, a dosłownie chwilę później ten sam los spotkał Adriana Najucha. O ile jeszcze Adam faktycznie zasłużenie musiał odpokutować za swój grzech popełniony na Stanisławie Makowiejewie , o tyle już Adrian bezradnie rozkładał ręce w reakcji na niezrozumiały (nie tylko dla niego) werdykt sędziego.
Różnie wyglądała bocheńska obrona – raz dziurawa jak ser szwajcarski, a innym razem jak mur – nie do rozbicia. Gospodarze nie raz kotłowali się przed własną bramką w defensywie, a na brawa w szczególności zasłużyła akcja z czternastej minuty gdy w prawdziwym bocheńskim kotle znalazł się Maciek Kubisztal. Wili się wokół niego bochnianie i rzeczywiście nie pozwolili mu pochwycić piłki.
– W kolejnych minutach podopieczni Ryszarda Tabora walczyli jak równy z równym z Harcerzami, a przyszedł nawet taki moment gdy przegonili swego przeciwnika. W 21. minucie MOSiR prowadził 12:9, a nawet była szansa na trafienie numer trzynaście. Najuch wprawdzie nie trafił, ale rywal także nie znalazł sposobu na bramkarza drużyny przeciwnej. Tomasz Węgrzyn – można powiedzieć, że tradycyjnie – popisał się „twarzową obroną”, tak więc chwila przerwy była po tej akcji jak najbardziej pożądana. Po takich obronach kibice tylko marzyli o tym by ich ulubieńcy zdołali w końcu pokonać przemyskiego golkipera. Niestety, pierwsze chwile słabości nadeszły i bochnianie nie mogli się przebić pod pole bramkowe gości – ani Wiktor Budziosz z lewego skrzydła, ani szarżujący środkiem boiska Mateusz Zubik nie potrafił ucieszyć fanów MOSiR-u. Do końca pierwszej połowy w zasadzie wiele się nie zmieniło i na przerwę obie ekipy schodziły spoglądając na tablicę świetlną ukazującą wynik obustronnie identyczny (16:16).
Tuż po zmianie stron Paweł Puszkarski sprytnie wtoczył piłkę do bocheńskiej bramki, ale gospodarze zaraz mieli szansę na odpowiedź. Makowiejew niemal padł na kolana przed sędzią spotkania, ale arbiter decyzji nie zmienił i podyktował rzut karny dla Bochni. – Na bramkę pewnie zamienił go Mateusz Zubik. Jeszcze do niespełna 40. minuty spotkania obraz gry ekipy MOSiR-u nie uległ jakiejś drastycznej przemianie, ale w kolejnych minutach można było patrzeć na grę bochnian z nieskrywanym niepokojem, a nawet złością. Jak tu się bowiem nie denerwować, kiedy kolejny raz piłka podawana na kontrę wychodzi za linię końcową boiska, kiedy zawodnik nie trafia w dobrej sytuacji z drugiej linii, czy też kiedy piłka tracona jest w naprawdę bezsensowny sposób… Faktem jest, że szczególnie w tej drugiej połowie patent na bocheńskch atakujących znalazł Adrian Szczepaniec, który dwoił się i troił w przemyskiej bramce, ale też sporo akcji bochnianie psuli w zasadzie tylko i wyłącznie poprzez swoje błędy własne.
Ekipa Harcerzy skrzętnie wykorzystywała niedociągnięcia bochnian i do swego dorobku dokładała kolejne trafienia. W 50. minucie miała ich już 29 (MOSiR – 22), ale szybko ów dorobek poprawiała. Gospodarzom nie pomogły już nawet błyskawiczne akcje, do których doprowadzał w głównej mierze Mateusz Nowak. To on jednym szybkim podaniem potrafił otworzyć drogę do bramki kolegom i w kilku akcjach taka sytuacja miała właśnie miejsce. Na uratowanie chociażby jednego punktu nie było już jednak szans. Gdyby bochnianie wcześniej zaczęli realizować założenia, które z całą pewnością zostały im przed meczem przedstawione, to takie szybkie akcje jakie zaprezentowali w końcówce – decydowałyby zapewne o wyniku końcowym – może nawet zwycięstwe, a nie o poprawie rezultatu niemożliwego już do wygrania spotkania.
MOSiR Bochnia – SRS Czuwaj Przemyśl 28:34 (16:16)
MOSiR: Gut, Węgrzyn – Spieszny 5, Zubik 5, Nowak 4, Budziosz 3, Najuch 3, Imiołek 2, Janas 2, Król 2, Janus 1, Pach 1, Lysy.
Karne: 6/7
Kary: 8 min
Czerwona kartka: Adam Janus (48. min. z gradacji kar)
Czuwaj: Szczepaniec, Sar, Orłowski – Puszkarski 10, Makowiejew 6, Kroczek 5, Kubisztal 4, Kulka 3, Stołowski 3, Kubik 1, Kulka 1, Żak 1, Dejnaka.
Karne: 4/5
Kary: 12 min