Przez niespełna minutę mogli fetować miejscowi kibice bramkę otwierającą w Bochni sezon pierwszoligowy. Kacper Król, ktory tak dobrze radził sobie w pierwszym meczu w Grodkowie, trafił do bramki przeciwnika i tym samym przeciął tę niewidzialną wstęgę otwierającą sezon na prawdziwe sportowe szaleństwo w Solnym Grodzie. Rywale odpowiedzieli jednak naprawdę szybko i po bramce Eryka Sawickiego na tablicy świetlnej już widniał wynik 1:1. Goście szybko odskoczyli na dwie bramki, ale to nie był główny powód zmartwień bocheńskiej drużyny. Kontuzji kolana nabawił się Mateusz Bujak i niestety nie był w stanie powrócić już na parkiet. Tymczasem w szeregach Moto-Jelcza z coraz większą pewnością zaczął sobie poczynać Krzysztof Górniak. W ósmej minucie zdobył pierwsze trafienie w tym meczu, ale jak się miało później okazać, był to dopiero początek jego szarży.
Bochnianie nie mieli jednak zamiaru odpuszczać. W 18. minucie Jakub Spieszny zanotował doskonałe trafienie, a i w kolejnej akcji gospodarze byli górą. Tym razem Mateusz Nowak pokazał jak się rzuca z drugiej linii, a na taką moc nie mógł nic poradzić golkiper z Oławy. Były gracz krakowskiej Wandy kilka razy w tym meczu popisywał się takimi właśnie zagraniami, a biorąc pod uwagę fakt, że taka miała być właśnie jego rola w zespole – spisał się bez zarzutu. Zespół prowadzony przez Ryszarda Tabora zdołał nawet wyjść na dwubramkowe prowadzenie (7:5 w 21. minucie), ale trochę szczęścia zabrakło do tego by po pierwszej połowie cieszyć się z takiego wyniku.
Po przerwie, przez jakieś dziesięć minut bochnianie jeszcze byli w grze. Marcin Janas robił co mógł by przedrzeć się pod pole bramkowe rywala, ale graczom MOSiR-u wychodziło to z różnorakim skutkiem. W 39. minucie po trafieniu Nowaka oglądaliśmy wynik 14:14. Patrząc na przebieg pierwszej połowy nie było to jeszcze nic strasznego i bochnianie mogli stosunkowo spokojnie pracować nad tym aby ich sen o zwycięstwie się ziścił. Niestety, żeby wygrywać trzeba trafiać, a na kolejne trafienie bochnian kibice czekać musieli prawie dziesięć minut! Jedyne czego mogli wtedy żałować sympatycy MOSiR-u to chyba tego, że oławianie czasu nie marnowali…
Drużyna gości nie miała zamiaru pozwolić gospodarzom na jakiekolwiek przejawy agresywnej ofensywy – nie dość, że dobrze radziła sobie w obronie to jeszcze z premedytacją wykorzystywała każdą stuprocentową okazję i zdobywała kolejne bramki. Tym samym, na ostatnie dziesięć minut przed końcem meczu, zespół prowadzony przez Krzysztofa Mistaka miał już siedem bramek w zapasie. Gospodarzy poderwał jeszcze do ataku Tomasz Węgrzyn, który zmienił w bramce Jarosława Guta. Wprawdzie zanotował on kilka bardzo dobrych obron (w tym jedna pechowa, aczkolwiek skuteczna interwencja twarzą), ale niestety już nic więcej nie udało się zdziałać podopiecznym trenera Tabora.
Zabrakło doświadczenia, momentami zabrakło też chłodnej głowy. Pojawiły się problemy z wykonywaniem rzutów karnych, pojawiły się też niepotrzebne straty piłki. Swoją szansę na pierwszoligowy debiut przed bocheńską publicznością dostał Paweł Lysy, ale w tym meczu nie zdołał pokonać bramkarza gości. Młody zawodnik z bocheńskim rodowodem nie trafił rzutu karnego (zresztą nie on jeden, bo było jeszcze dwóch takich co spudłowali), ale w talent tego chłopaka wierzy z całą pewnością nie tylko trener, ale i pozostali sympatycy MOSiR-u.
– Każda niewykorzystana sytuacja, każda akcja którą można było w tym meczu rozegrać inaczej będzie teraz wzięta pod lupę przez sympatyków bocheńskiej drużyny. Dla kibiców ekipy z Solnego Grodu najważniejsza będzie jednak odpowiedź na pytanie – jaką diagnozę otrzyma Mateusz Bujak. – I oby nie było to nic poważnego.
MOSiR Bochnia – LKPR Moto-Jelcz Oława 20:27 (10:11)
MOSiR: Gut, Węgrzyn – Nowak 6, Najuch 4, Król 3, Janas 2, Spieszny 2, Zubik 2, Janus 1, Budziosz, Bujak, Kozioł, Lysy, Pach
Rzuty karne: 0/3
Kary: 6 min
Moto-Jelcz: Schodowski, Pawlak – Górniak 9, Sawicki 4, Herudziński 3, Kijek 3, Garbacz 2, Rutkowski 2, Klinger 1, Makowiejew 1, Pokora 1, Paluch
Rzuty karne: 1/2
Kary: 8 min
Czerwona kartka: Paluch (32 min)