MOSiR Bochnia – SPR Orzeł Przeworsk 36:23 (19:11)
MOSiR: Węgrzyn, Gut, Serwatka – Król 8, Najuch 4, Wąsik 4, Imiołek 3, Janas 3, Kozioł 2, Spieszny 2, Kokoszka 1, Piątkowski 1, Zubik 1, Szewczyk, Więcek.
Kary: 4 min
Karne:5/7
Orzeł: Śliż, Kołacz – Sołek 7, Sowa 5, Majcher 4, Birek 2, Głowiak 2, Curzytek 2, Piątek 1, Karasiński, Gancarz, Szybicki.
Kary: 16 min
Karne: 2/3
Szaleństwo rzeczywiście owładnęło bocheńskimi kibicami, ale w czasie pierwszych dwudziestu minut sobotniego spotkania, nie mogli mieć oni powodów do zadowolenia. Na listę strzelców wpisał się wprawdzie Filip Pach, który odpowiedział na bramkę Konrada Sołka, ale to było zdecydowanie za mało. Bochnianie mieli pewien kłopot z punktowaniem, co zresztą było „sprawką” bramkarza z Przeworska, ale na szczęście nie zostawali przez to w tyle za rywalami. Ogólnie rzecz biorąc, to była prawdziwa walka łeb w łeb – Orły starały się pokazać bochnianom pazur, ale gospodarze robili co w ich mocy by nie dać się tym pazurom zranić. I rzeczywiście nie dali się.
Jeszcze w 18. minucie na tablicy świetlnej widniał wynik remisowy 9:9, ale błyskawiczną i co najważniejsze – skuteczną kontrą popisał się kapitan MOSiR-u i tym samym wyprowadził swój zespół na minimalne prowadzenie 10:9. Długo nie musieli się jednak bochnianie stresować tą zaledwie jedną bramką zapasu, gdyż kolejne trafienia zostały dołożone w tempie ekspresowym. Kacper Król, Marcin Janas, ponownie Filip Pach… – bochnianie nic sobie nie robili z marzeń o zwycięstwie drużyny gości. Wręcz przeciwnie – robili co się dało by ta przewaga wynosiła jak najwięcej po pierwszej połowie. No, może prawie wszystko, bo ostatni rzut karny – można by rzec – tradycyjnie nie wyszedł bochnianom. Mimo to, ich dorobek i tak był niezwykle bogaty (od 19. do 24. minuty zdobyli w sumie 8 bramek z rzędu, a w tym samym przedziale czasowym rywal ani razu nie pokonał bramkarza MOSiR-u).
W czasie przerwy, atmosfera nadal była gorąca, ale tym razem nie dzięki szczypiornistom, ale za sprawą starcia dwóch uzbrojonych wojowników. W trakcie ich starcia iskry się posypały, ale iskrzyło i wtedy gdy na parkiet powrócili piłkarze ręczni. – MOSiR nadal kombinował jakby tu jeszcze wrzucić piłki „za kołnierz” bramkarza Orłów i faktycznie wrzucał. Gdy w 43. minucie Jarosław Gut po raz kolejny wyśmienicie zatrudnił na kontrze swego kolegę, trybuny po prostu oszalały. Najpierw z tej bramkarskiej przysługi skorzystał Pach, a już po chwili przypomniał o sobie Kacper Król. Może i goście starali się w jakiś sposób zmniejszyć straty do bochnian, niemniej jednak biorący na siebie ciężar gry Konrad Sołek nie był w stanie ratować swej drużyny w każdej sytuacji.
Zgoła odmienna sytuacja panowała w szeregach bocheńskich, w których tych „ratowników” było kilku. W 47. minucie – już i tak bardzo dobry rezultat – zdecydował się podratować Mateusz Wąsik. Gdy po jego rzucie piłka wpadła do bramki, z trybun dało się słyszeć donośne „Jeszcze jeden!”. Tej prośby po prostu nie dało się nie słyszeć i ów głos musiał dotrzeć i do uszu Mateusza, który rzeczywiście zdobył jeszcze jedną bramkę – bramkę numer trzydzieści. Sytuacja ekipy z Przeworska wyglądała wręcz tragicznie, a jakby kłopotów było mało na ławkę kar odesłany został najskuteczniejszy Orzeł – wspominany już Konrad Sołek, a także Piotr Majcher. Mimo podwójnego osłabienia, goście… zdobywali bramki. – Wysokiej przewagi MOSiR-u nie byli jednak w stanie zniwelować i to podopieczni Ryszarda Tabora zwyciężyli i tym samym zrobili kolejny wielki krok w stronę pierwszej ligi.
Joanna Dobranowska
Fot. Joanna Dobranowska