Siatkarskie Walentynki: Złamane serce bochnian

558 0

Contimax MOSiR Bochnia – Hutnik Dobry Wynik Kraków 2:3 (25:27, 25:23, 22:25, 25:17, 9:15)

Contimax: Jakub Habel, Szymon Ściślak, Konrad Stajer, Jakub Zmarz, Jakub Czubiński, Roman Kącki, Bartosz Luks (libero), Maciej Grajoszek, Mateusz Jarzyna, Rafał Madej.

Hutnik: Piotr Adamski, Krzysztof Ferek, Paweł Golec, Mateusz Kowalski, Rafał Sokołowski, Leszek Klimczak, Łukasz Przybyła (libero), Kamil Maruszczyk, Tomasz Obuchowicz, Błażej Podleśny.

Minuta ciszy. – Tuż przed startem spotkania uczczono pamięć tragicznie zmarłych przed tygodniem zawodników Karpat Krosno – Dariusza Zborowskiego oraz Kamila Maja. Jeszcze całkiem niedawno, oboje gościli wraz z całą karpacką ekipą na parkiecie w Bochni, ale już nie będzie im dane rozegrać żadnego spotkania… Mając w pamięci tych dwóch młodych, przedwcześnie zmarłych siatkarzy, do swego spotkania przystąpiły dwa bardzo dobrze znające się zespoły…

Z jednej strony bochnianie, a z drugiej krakowianie. I jedni i drudzy z wielkimi ambicjami i z wielkimi planami na ten mecz. Pierwsze akcje wyglądały jednak zdecydowanie bardziej korzystnie dla ekipy gości. Zespół prowadzony przez Jerzego Piwowara podkręcił tempo już na początku i wyskoczył na czteropunktowe prowadzenie (5:9). Okazało się jednak, że krakowianie nie potrafili zbyt długo utrzymać tej przewagi i to nie tylko przez błędy własne. Faktem jest, że Mateusz Kowalski nie przebił piłki na drugą stronę z zagrywki i tym samym wyciągnął do bochnian pomocną dłoń, niemniej jednak wszelkie możliwe kontry pewnie zamieniał na punkty Szymon Ściślak (zdobywca dziesięciu punktów w samym pierwszym secie). Nawet gdy wydawało się, że chociażby Leszek Klimczak zdoła podbić piłkę po jego ataku, to błyskawicznie okazywało się, że jedyne co ta piłka może zrobić to „przełamać” mu ręce i wyjść po nich na aut.

Na tablicy świetlnej pojawił się rezultat 9:10 i gospodarzom było już bliżej niż dalej by doprowadzić do remisu, co rzeczywiście w końcu udało się osiągnąć (14:14). Goście koniecznie chcieli zwyciężyć w tej pierwszej partii, ale bochnianie nie odpuszczali. Najpierw Roman Kącki obił krakowski blok w taki sposób, że chyba cała hala słyszała jak piłka odbiła się od dłoni przeciwnika, a już po chwili przypomniał o sobie Jakub Zmarz, który zafundował krakowskim kolegom po fachu prawdziwą czapę. Wynik 23:22, 24:22, ale po chwili szczęśliwa karta odwróciła się od graczy Contimaxu. Piotr Adamski pojawił się w polu zagrywki i jego serwis okazał się na tyle kłopotliwy, że set numer jeden na przewagi wygrali właśnie krakowianie (25:27).

Drugą partię dla odmiany wygrali gospodarze. Wprawdzie set był dosyć wyrównany, ale kilka akcji potwierdziło, że to zawodnicy MOSiR-u powinni byli odnotować w nim zwycięstwo. I nie chodzi tylko o soczyste zagrywki Jakuba Czubińskiego czy też jego imponujący pojedynczy blok. Swoje „trzy grosze” dołożył także Jakub Habel, bo w jednej z akcji Szymek Ścislak kompletnie nie musiał się martwić o to, że zatrzyma go krakowski blok, bo żadna ręka nad siatką się nie pokazała. Kuba po prostu siatkę mu wyczyścił, a – ku ścisłości – Ściślak wykorzystał to w stu procentach (18:16). Tę partię podsumował udany, ale nieco pechowy blok Jakuba Zmarza, którego twarz chyba dosyć mocno odczuła kontakt z piłką uderzoną przez Kowalskiego.

Gdyby bochnianie wygrali w trzecim secie to być może końcowy wynik całej konfrontacji wyglądałby zupełnie inaczej, ale tak się jednak nie stało. Podopieczni Roberta Banaszaka już na początku zaczęli mieć problemy. Przy wyniku 4:8, z ławki dało się słyszeć donośnie „Panowie! Odjeżdżają nam! Dawać!”. I faktycznie – ów okrzyk pobudził gospodarzy. Krakowianie spodziewali się mocnego ataku, ale w ostatniej chwili Kuba Czubiński wstrzymał rękę, czym kompletnie zaskoczył rywali i doprowadził do wyniku 9:10. Szkoda tylko, że w kolejnej akcji to bochnianie sami siebie zaskoczyli, gdy delikatnie mówiąc – minęli się z piłką… W decydującej fazie seta zapomnieli jednak o tym „mijaniu” i mocno przycisnęli krakowian. Ściślak zagrywał jak natchniony, a Rafał Madej starał się wyłapywać co mógł na środku siatki. Faktycznie wyłapał co mógł, ale do zwycięstwa to nie wystarczyło.

Żeby myśleć o wygranej w całym meczu, trzeba było odnieść zwycięstwo w partii czwartej i bochnianie dokonali tego bez problemu, o czym może świadczyć wynik 25:17. W tie breaku tak dobrze jednak nie było, a atomowe zagrywki Mateusza Kowalskiego – można powiedzieć – dopełniły dzieła zniszczenia. Krakowianie zwyciężyli w piątej partii 9:15, w całym meczu 2:3 i tym samym – w Walentynki – złamali serce nie tylko bocheńskiej drużynie, ale też jej sympatykom…

Joanna Dobranowska

Fot. Joanna Dobranowska

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *