Kto wygra w tym meczu, będzie bliższy pierwszej czwórki tabeli – takie hasło przyświecało zarówno jednej jak i drugiej drużynie przed tym spotkaniem. Mecz był zatem niezwykle ważny, dlatego nie trudno się dziwić, że nie zakończył się szybko… – Długo, naprawdę bardzo długo graliśmy – mówił tuż po meczu Robert Banaszak. – W zasadzie cały mecz wyglądał podobnie i była to walka, walka i jeszcze raz walka. Kto to wytrzymał ten wygrywał – przyznał otwarcie opiekun MOSiR-u. I rzeczywiście, kto był mocniejszy ten był w stanie przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Tak właśnie było w pierwszej partii…
Zespół dowodzony przez Michała Betleję prowadził praktycznie przez cały set. Na tablicy świetlnej widniał wynik 13:8 i wydawać się mogło, że bochnianie nie zdołają już nic dobrego w tej partii zdziałać. A jednak, ambitna gra pozwoliła drużynie Contimaxu dojść rywala na dwa punkty, a nawet doprowadzić do wyrównania 24:24. To co stało się potem, z całą pewnością na długo zapadło w pamięć miejscowym kibicom i to nie tylko dlatego, że pierwszy set zakończył się po myśli gospodarzy. – Mieliśmy trzy, a chyba nawet cztery piłki setowe, ale niestety wróciły… Cała końcówka to prawdziwa walka punkt za punkt – opisywał nerwową końcówkę trener Banaszak. Błękitni byli w siódmym niebie, bo to oni zdołali wygrać na przewagi… 34:32. Ich radość długo jednak nie potrwała.
Druga partia wyglądała już zdecydowanie inaczej i to nie tylko dlatego, że bochnianie bardzo dobrze grali blokiem i doskonale bronili. Zresztą, mecz obfitował w niezwykle długie wymiany, co również podkreślił szkoleniowiec MOSiR-u. Czy ktoś w szczególności przysłużył się rezultatowi końcowemu tej partii? Tak. Najpierw za Mateusza Jarzynę wprowadzony został na rozegranie Jakub Habel, a kolejno – przy stanie 19:19, za doświadczonego rozgrywacza wkroczył na boisko Mateusz Kwaśny, którego głównym zadaniem było ustawienie skutecznego bloku na przeciwniku. Zadanie zrealizował w zasadzie w dwustu procentach, ponieważ bochnianie zdobyli wtedy pięć oczek z rzędu (24:19), wygrali tego seta i wyrównali stan meczu.
W trzeciej partii bochnianom nie poszło (przegrana 25:23), ale czwarta partia sprawiła, że ekipa z Solnego Grodu wróciła walczyć o zwycięstwo. Może i pierwsze akcje nie wyglądały jeszcze jakoś bardzo imponująco, ale końcówka to już prawdziwe show, a konkretnie „Ściślak Show”. Bocheński atakujący pięć, a nawet sześć razy poczęstował rywali takimi zbiciami, że po prostu nie mieli nic do gadania. Zresztą, wiele do powiedzenia nie mieli również w czasie tie breaka, bo tam nerwowo było tylko przez moment. Błękitni doprowadzili do stanu 9:10, ale na więcej nie było ich stać. Bochnianie – jak burza – „pochłonęli” ekipę Błękitnych, a co najważniejsze – „pochłonęli” też dwa punkty, które będą niezwykle cenne w walce o pierwszą czwórkę…
Błękitni Ropczyce – Contimax MOSiR Bochnia 2:3 (34:32, 21:25, 25:23, 22:25, 12:15)
Contimax w składzie: Mateusz Jarzyna, Szymon Ściślak, Konrad Stajer, Jakub Zmarz, Roman Kącki, Jakub Czubiński, Bartosz Luks (libero), Jakub Habel, Maciej Grajoszek, Mateusz Kwaśny.
Wyniki pozostałych spotkań 16. kolejki:
Płomień Sosnowiec – Wisłok Strzyżów 3:2 (18:25, 18:25, 25:22, 25:18, 15:11)
Hutnik Dobry Wynik Kraków – MCKiS Jaworzno 3:0 (25:23, 25:23, 25:21)
PWSZ Karpaty Krosno – MKS Andrychów 3:2 (23:25, 26:24, 25:18, 21:25, 16:14)
LKS Kłos Olkusz – TSV Cell Fast Sanok 0:3 (16:25, 15:25, 17:25)
Tabela grupy VI drugiej ligi po 16. kolejce
(mecze, punkty, sety, małe punkty)
1. TSV Cell Fast Sanok 16, 44, 47:12, 1418:1194
2. MKS Andrychów 16, 32, 37:21, 1310:1247
3. UKS Hutnik Dobry Wynik Kraków 16, 30, 32:23, 1256:1182
4. MCKiS Jaworzno 16, 28, 35:25, 1383:1289
5. Contimax MOSiR Bochnia 16, 25, 34:31, 1456:1430
6. KS Błękitni Ropczyce 16, 24, 28:31, 1330:1330
7. PWSZ Karpaty Krosno 16, 22, 33:35, 1524:1537
8. MKS MOS Płomień Sosnowiec 16, 21, 29:33, 1320:1362
9. MKS Wisłok Strzyżów 16, 9, 19:44, 1288:1448
10. LKS Kłos Olkusz 16, 5, 6:45, 983:1249
Joanna Dobranowska
Fot. Joanna Dobranowska