Piłka ręczna. Bezkarni po nieudanych karnych, ale z „bramkarzem-murarzem”

948 0

MOSiR Bochnia – SPR Wisła Sandomierz 30:27 (14:11)

MOSiR: Gut, Węgrzyn – Zubik 10, Król 8, Najuch 5, Janas 3, Spieszny 3, Kozioł 1, Imiołek, Pach, Szewczyk.
Kary: 6 min (Kozioł, Janas, Spieszny)
Karne: 1/5

SPR Wisła: Skowron, Tenderenda – Wiącek 6, Pawelczyk 4, Anwajler 3, Szklarski 3, Werstler 3, Kozdroń 2, Kutek 2, Teterycz 2, Kuraś 1, Semik 1, Guz.
Kary: 4 min (Szklarski, Anwajler)
Karne: 2/3

Kacper Król, czyli jeden z dwóch najskuteczniejszych zawodników MOSiR-u otworzył wynik tego spotkania. Rywale jednak szybko odpowiedzieli, a nawet wyszli na prowadzenie (1:2). Ich bramka numer dwa była jednak chyba nieco bardziej niż przypadkowa i aż chciałoby się rzec, że sędziowie czegoś nie dopatrzyli, bo sposób w jaki sandomierzanie przejęli piłkę raczej nie należał do „najczystszych”. Donośne „Panie sędzio!” dało się słyszeć wtedy na hali, a tym samym co poniektórzy poczuli się zapewne jak na „polskim meczu” w Katarze, w którym to sędziowie mieli różne momenty… Ale w Bochni już więcej atrakcji tego typu nie było, a panowie z gwizdkami nie mieli w planach zostać najjaśniejszymi gwiazdami tego spotkania. Na bycie gwiazdą skrzętnie pracowali natomiast zawodnicy, a jednym z nich był Marcin Janas, po którego trafieniu MOSiR powrócił na prowadzenie.

A czy ktoś jeszcze miał patent na to by w jakiś szczególny sposób oślepiać swym blaskiem rywali? Był ktoś taki. Jarosław Gut bez wątpienia oślepiał rywali i to bynajmniej nie swoją widoczną już z daleka jaskrawozieloną bluzą, ale doskonałymi interwencjami, które co jakiś czas powtarzał. Ale akurat pierwszego długiego podania na kontrę nie można mu zaliczyć na plus, bo mimo iż chęci były to z mocą podania bocheński bramkarz „troszeczkę” przesadził. Mimo wszystko kibice MOSiR-u błyskawicznie mu to zagranie wybaczyli, bo w sytuacjach sam na sam bronił perfekcyjnie.

W ósmej minucie było 3:3, a pod sandomierską bramką w najlepsze trwały zapasy… Trochę jak Dawid i Goliat, bo Grzegorz Pawelczyk mierzył się z wyższym niemal o głowę Jakubem Spiesznym i chyba nie trzeba się zbyt długo zastanawiać kto w tych zapasach był górą. Po zwycięskiej walce, Spieszny niespiesznie odwrócił się do swych kolegów, którzy po raz kolejny mogli mu kiwnąć głowami na znak aprobaty. Był to bowiem kolejny wywalczony przez niego w tym meczu rzut karny. Wprawdzie z ich wykorzystywaniem było już różnie, żeby nie powiedzieć, że to była prawdziwa tragedia (tylko jeden z pięciu karnych wykorzystany!), ale bochnianie nadal byli na prowadzeniu.

Chaos w głowach zawodników wykonujących karne to jedno, ale chaos w grze to druga sprawa. Od czasu do czasu można było przecierać oczy ze zdumienia patrząc na zagrania jakie były na boisku wymyślane przez bochnian. Straty, niedokładne podania – piłka przemieszczała się po boisku w tempie błyskawicy, ale nie raz nic z tego nie wynikało. Najważniejsze było jednak to, że gospodarze mieli zapas bramkowy. 11:8, 13:10, 14:11… – po pierwszej połowie wynik mógł cieszyć, ale ze stylem gry różnie bywało i to nie zmieniło się także w czasie drugiej odsłony spotkania.

Karne nadal nie wychodziły bochnianom i to była ich prawdziwa bolączka w tym meczu, ale w innych sytuacjach – podopieczni Ryszarda Tabora raczej dobrze sobie radzili i mimo iż, przeciwnik starał się zbliżyć do bochnian – jakoś udawało im się utrzymać dystans. Gdy w 57. minucie Adrian Najuch został wzięty w kleszcze przez duet Krzysztof Teterycz – Sebastian Werstler, wydawać się mogło, że nic z tej akcji nie wyjdzie. Nic bardziej mylnego. Bocheński zawodnik – z kłopotami – ale zdołał oddać celny rzut na bramkę strzeżoną przez Daniela Skowrona. Po jego akcji jeszcze tylko jedna osoba zapunktowała na konto MOSiR-u, a tą osobą, która zdobyła bramkę numer trzydzieści, był Kacper Król. Gospodarze zwyciężyli 30:27.

Joanna Dobranowska

Fot. Joanna Dobranowska

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *