Siatkówka. Walki nie brakowało, ale szczęścia zabrakło

1113 0

Contimax MOSiR Bochnia – TSV Cell Fast Sanok 1:3 (22:25, 25:18, 23:25, 21:25)

Contimax: Mateusz Jarzyna, Szymon Ściślak, Konrad Stajer, Jakub Zmarz, Jakub Czubiński, Roman Kącki, Bartosz Luks (libero), a także Jakub Habel, Krystian Kmiecik, Rafał Madej, Maciej Grajoszek

TSV: Paweł Przystaś, Daniel Gąsior, Tomasz Kusior, Grzegorz Mańko, Dariusz Jakubek, Piotr Sokołowski (libero), a także Piotr Wesołowski, Rafał Matuła

Mecz rozpoczął się wręcz idealnie dla Contimaxu. Mateusz Jarzyna udał się w pole zagrywki i… poczęstował rywali asem. Drugi raz nie udało mu się jednak tego wyczynu powtórzyć, a co gorsza – przeciwnicy z coraz większą pewnością zaczęli poczynać sobie na bocheńskim parkiecie. Ich zapędy studził nieco na środku Jakub Zmarz. Ale też nie ma się co dziwić, bo kto jak to, ale reprezentujący barwy Contimaxu wychowanek drużyny z Sanoka, nie mógł przecież pomagać swemu pierwszemu klubowi. Mimo chęci, w pierwszej partii bocheńscy środkowi nie byli jednak zbyt często uruchamiani do ataku, a na skrzydłach różnie to bywało. Kłopoty z przebiciem się na stronę rywala miał Roman Kącki, któremu mocno dał się we znaki sanocki blok, dlatego też trener Banaszak zdecydował się na zmianę i wprowadzenie do gry Macieja Grajoszka. Niestety, w secie pierwszym nic dobrego zdziałać się już nie udało i to goście cieszyli się z wygranej.

Ich radość długo nie trwała, gdyż partia numer dwa pokazała, że bochnianie potrafią być niezwykle groźni i nic sobie nie robili z tego, że po drugiej stronie stał lider drugoligowej tabeli. Gracze Contimaxu pokazali pazur w ataku, ale i w pozostałych elementach siatkarskiego fachu. Maciej Grajoszek niemal pływał po parkiecie by uratować piłkę przed kontaktem z podłożem i w jednej z dłuższych akcji aż dwukrotnie udało mu się tego dokonać. Co więcej, soczystym atakiem uraczył sanoczan Szymon Ściślak i tym samym bochnianie faktycznie rozpoczęli swoje show. Konrad Stajer ze środka, Jakub Zmarz z pola serwisowego, a i Jakub Czubiński nie zwalniał ręki, nawet gdy piłkę do ataku wystawiał mu gdzieś zza linii bocznej Szymon Ściślak. 11:8, 16:10, 18:11… Przewaga gospodarzy rosła, a sanoczanie nie potrafili temu zaradzić, mimo iż już nie tylko rękami, ale i nogami zaczęli podbijać piłki. Bochnianie nie pozostali im jednak dłużni, bo Konrad Stajer również błysnął techniką niczym ze stadionu piłkarskiego. Podopieczni Piotra Podopry nie znaleźli na gospodarzy sposobu i w tym secie musieli uznać ich wyższość.

Wydawać się mogło, że za tę krzywdę z partii drugiej, sanoczanie zrewanżują się błyskawicznie i w zasadzie wiele na to wskazywało. Szybko wypracowane trzypunktowe prowadzenie jeszcze wzrosło, a rezultat 9:14 nie mógł napawać optymizmem bocheńskiej drużyny. Gdy już wydawać się mogło, że nic dobrego się dla bochnianie nie wydarzy, przypomniały o sobie dwa Jakuby. Gdy Jakub Zmarz mieszał w szeregach gości swą zagrywka, z drugiej linii dobijał rywali swymi mocnymi zbiciami Jakub Czubiński. Zresztą po chwili to właśnie on udał się w pole zagrywki i to po jego akcjach na tablicy świetlnej pojawił się wynik 20:20. Jakby bochnianom było jeszcze mało, znalazł się jeszcze jeden gracz, który swym serwisem wytrącił z równowagi nawet sanockiego libero. Trzynasty z kolei ligowy mecz może nie układał się zbytnio po myśli bochnian, ale reprezentujący bocheńskie barwy zawodnik z numerem trzynaście, swym asem, dał sporo szczęścia swej ekipie. Niestety udana akcja Stajera i wynik 23:22 nie oznaczał zwycięstwa w tym secie. Owo zwycięstwo niestety uciekło bochnianom z rąk…

Pechowo przegrany set, który naprawdę mógł zostać uratowany, chyba trochę został w głowach bochnian, bo nie wszystko szło im tak jakby sobie tego życzyli. Sytuację ratować miał Krystian Kmiecik, ale ani on ani jego koledzy po prostu nie mieli łatwego życia na siatce. Poza tym doskonałymi zagrywkami popisywał się niezwykle skoczny Paweł Rusin i tym samym kolejne punkty wpadały na konto ekipy TSV. Pościg rodem z końcówki seta trzeciego byłby mile widziany, ale bochnianom nie udało się takiej akcji przeprowadzić po raz drugi w tym meczu, a Daniel Gąsior zakończył to spotkanie udanym atakiem z prawej strony.

Joanna Dobranowska

fot. Joanna Dobranowska

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *