Contimax MOSiR Bochnia – MCKiS Energetyk Jaworzno 3:2 (25:21, 18:25, 24:26, 25:21, 15:13)
Contimax: Jakub Habel, Krystian Kmiecik, Jakub Czubiński, Roman Kącki, Konrad Stajer, Jakub Zmarz, Bartosz Luks (libero) oraz Mateusz Jarzyna, Szymon Ściślak, Maciej Grajoszek i Mateusz Kwaśny.
MCKiS: Mariusz Syguła, Patryk Stącel, Bartłomiej Soroka, Marcin Mizera, Krzysztof Fitrzyk, Władysław Olszowski, Łukasz Warchoł (libero) oraz Michał Łoziński, Piotr Gruszowski.
Wicelider tabeli po drugiej stronie siatki? – I co z tego. – Zdawali się mówić bochnianie, którzy mocnym uderzeniem rozpoczęli sobotnie spotkanie. Doskonałe zagrywki Jakuba Czubińskiego i perfekcyjny atak ze środka Konrada Stajera dały gospodarzom pierwsze prowadzenie w tym meczu. Nic nie trwa jednak wiecznie i to szaleństwo bochnian z pierwszych akcji, zostało przerwane za sprawą zawodnika MCKiS-u z dziesiątka na plecach. Uruchomienie go do ataku to był w każdej kolejnej akcji… strzał w dziesiątkę rozgrywającego z Jaworzna, ponieważ Patryk Stącel każdą kolejną akcję zamieniał na punkt. Goście wyszli na trzypunktowe prowadzenie, ale bochnianie nie zamierzali oddać inicjatywy przeciwnikom. Najpierw po akcji na prawym skrzydle Krystiana Kmiecika, MOSiR doprowadził do remisu (18:18), a już po chwili po kiwce jaką sprezentował siatkarzom MCKiS-u Jakub Habel, podopieczni Roberta Banaszaka mogli cieszyć się z prowadzenia. Tej przewagi nie oddali już do końca tej partii, a zamknął ją duet Kmiecik – Stajer, który skutecznie zablokował przeciwnika.
W drugą partię bochnianie już tak pewnie nie wkroczyli. Podopieczni Mariusza Łozińskiego szybko zbudowali przewagę, a gdy w polu serwisowym pojawił się Marcin Mizera – podopieczni trenera Banaszaka mieli spore kłopoty z przebiciem się na drugą stronę siatki, szczególnie na lewym skrzydle. „Nie ma przejazdu tam!” – niosło się z kwadratu rezerwowych ekipy MCKiS-u. I rzeczywiście, „przejazd” był z tej strony chwilowo zamknięty, niemniej jednak bochnianie w końcu zdołali go odblokować i ich lokomotywa ruszyła zwiększając swe obroty. Mocno nakręcał ją Konrad Stajer, który nie tylko bombardował atakami z krótkiej, ale niczym prawdziwy Mikołaj – rozdawał rywalom „prezenty”. Prezenty były w postaci siatkarskich czap, a z takich upominków rywale zadowoleni raczej nie byli. Swe niezadowolenie okazali gospodarzom już w kolejnych akcjach, bo mocno przycisnęli bochnian, a po asie Michała Łozińskiego nie było już co zbierać w tej partii. Set drugi padł zatem łupem graczy z Jaworzna i nie inaczej było także w secie trzecim. Wprawdzie w jednej z akcji Kuba Czubiński pokazał, że nie ma rzeczy niemożliwych i popisał się potężnym zbiciem z drugiej linii w niezwykle trudnej sytuacji, ale to nie wystarczyło aby zwycięstwo w secie trzecim zapisać na swoją korzyść.
Co nie udało się w partii numer trzy, powiodło się w czwartym secie. Doskonałe otwarcie zanotował w szczególności bocheński blok, przez który nie mogli przepchnąć piłki siatkarze MCKiS-u. Nie ma się co dziwić, że atak gości aż się zagotował od tych pierwszych niepowodzeń. Problem był jednak taki, że zagotował się także sędzia, który podejmował niejednokrotnie naprawdę niezrozumiałe decyzje. Czy skoro prowadzący to spotkanie gwizdał w pewnych trudnych akcjach aż z takim przekonaniem, to rzeczywiście mógł pochwalić się sokolim wzrokiem? Ani jedna, ani druga drużyna raczej tego faktu nie potwierdzi. „Proszę powiedzieć kto dotknął tej piłki?” – za to pytanie skierowane do sędziego Roman Kącki zarobił czerwoną kartkę, trener Banaszak mógł tyko co jakiś czas rozkładać ręce patrząc z niedowierzaniem w kierunku sędziego, ale i przedstawiciele zespołu z Jaworzna mieli pretensje do pana z gwizdkiem. Mimo pewnych kłopotów, bochnianie sięgnęli po zwycięstwo w tym secie, a to oznaczało, że o tym kto wygra całe spotkanie, zadecyduje tie break.
Podopieczni Roberta Banaszaka już raz w tym sezonie walczyli z MCKiS-em w tie breaku, ale wtedy nie był to mecz, który warto byłoby wspominać. Tym razem, piąty set w wykonaniu bochnian wyglądał naprawdę dobrze. Z kąśliwych zagrywek Krystiana Kmiecika potrafili skorzystać koledzy, którzy łapali nad siatką każdą wracającą na bocheńską stronę piłkę, ale nie można nie wspomnieć i o zagrywkach, którymi częstował rywali Jakub Zmarz. Kuba serwował na tyle precyzyjnie, że piłka po prostu przetaczała się po taśmie, czyniąc tym samym spore szkody w szeregach rywali. Nerwowo się jednak zrobiło, bo przeciwnik zaczął doganiać bochnian. Gdy jednak po raz kolejny dało się słyszeć z ust bocheńskich rezerwowych „Dobrze Kondzio! Dawaj!” – to już wiadome było, że po raz kolejny w tym meczu, Konrad Stajer pokarał przeciwnika fundując mu atomowy pocisk ze środka siatki. 13:12, 14:13… i wreszcie 15:13 – bochnianie zrewanżowali się ekipie z Jaworzna i rozpoczęli rundę drugą od zwycięstwa.
Joanna Dobranowska
fot. Joanna Dobranowska