Jeśli ktoś z tej nielicznej grupki kibiców, która zaszczyciła swą obecnością bocheńskie trybuny, myślał, że całe spotkanie będzie wyglądało tak jak pierwsze akcje meczu, to się mocno pomylił. Bochnianie nie mogli przebić się przez blok rywali – w szczególności z lewego skrzydła, a jak już im się to udało to uderzali w aut. Prowadzenie Błękitnych 3:4 było jednak ich ostatnim prowadzeniem w tej partii. Jakub Zmarz popisał się mocnym atakiem ze środka, rywale stracili trochę polotu w grze, a szczególny problem zaczęli mieć na przyjęciu. Roman Kącki raz po raz częstował rywali taką zagrywką, że kompletnie nie wiedzieli jak się ustawić by te piłki „wyłowić”. Ale nie tylko serwisem bochnianie sprawiali kłopoty gościom z Ropczyc.
Bocheński blok także budował tę tamę, przez którą „błękitna fala” przebić się po prostu nie mogła, a duet Zmarz – Jarzyna był w pewnym momencie głównym składnikiem budulcowym tej zapory. Zresztą, w przypadku tej dwójki współpraca wyglądała bardzo dobrze nie tylko w bloku. Generalnie rzecz ujmując, w tym meczu Mateusz Jarzyna momentami rozgrywał jak prawdziwy wirtuoz – co chciał robić z piłką to po prostu robił, a koledzy raczej nie marnowali tych jego wystaw. Gospodarze byli mocno zmobilizowani do gry i nie było dla nich piłek mniej ważnych. Tego seta gracze Contimaxu wygrali 25:20.
Będący na fali bochnianie całkiem dobrze weszli także w drugą partię, a proces punktowania na konto MOSiR-u rozpoczął Konrad Stajer kończąc atak ze środka. Mimo wszystko, gra podopiecznych Roberta Banaszaka nie wyglądała w tej partii tak dobrze jak w poprzedniej. Błękitna ekipa popracowała nad skutecznością i mimo pewnych trudności podeszła bochnian naprawdę blisko (16:16, 19:18). Tak naprawdę, o tym, że to gospodarze zwyciężyli w secie drugim, zadecydowała jednak końcówka. Zawodnikom z Ropczyc nie pomógł nawet czas wzięty na prośbę trenera, bo prawdę powiedziawszy – po tej przerwie dodatkowego kopa dostali… bochnianie. Jakub Zmarz do spółki z Romanem Kąckim sprezentowali czapę kapitanowi Błękitnych – Przemysławowi Brylińskiemu, a po jeszcze dwóch udanych akcjach – zamknęli tę partię.
O ile ta druga partia faktycznie była momentami nerwowa w wykonaniu siatkarzy Contimaxu, o tyle set trzeci nie pozostawił już złudzeń co do tego, kto w tym meczu będzie górą. Po bardzo mocnym ataku Jakuba Czubińskiego, na tablicy świetlnej pojawił się wynik 2:0, a kolejne punkty były tylko kwestią czasu. Roman Kącki najpierw pokazał swoje nieco agresywne oblicze, bo popisał się wręcz atomowym atakiem w sam środek boiska, ale już po chwili – w kolejnej akcji – tylko delikatnie popchnął piłkę, a ta spokojnie usiadła w okolicach pierwszego metra…
8:5, 10:7 – to siatkarze MOSiR-u byli na prowadzeniu i tylko przez chwilę rywal był bliski wyrównania (10:9). Do tego nie dopuścił jednak Kuba Czubiński, który powędrował w pole zagrywki i stamtąd dwukrotnie wprowadził piłkę w takie obroty, że zawodnicy z Ropczyc nie byli w stanie nawet ręki podłożyć pod te spadające „bomby”. Wynik 17:11 zwiastował bliski koniec tego seta, a zatem i mecz zmierzał ku końcowi. Czy coś nieoczekiwanego miało jeszcze miejsce w tym spotkaniu? Nie. Bochnianie zwyciężyli 25:17, w setach 3:0 i tym samym zanotowali w tym sezonie trzecie z rzędu zwycięstwo. Owa wygrana była dla nich tym cenniejsza, gdyż rozprawili się z zespołem plasującym się na trzecim miejscu drugoligowej tabeli.
Contimax MOSiR Bochnia – KS Błękitni Ropczyce 3:0 (25:20, 25:23, 25:17)
Contimax: Mateusz Jarzyna, Krzysztof Pustelnik, Jakub Zmarz, Konrad Stajer, Roman Kącki, Jakub Czubiński, Bartosz Luks (libero) oraz Krystian Kmiecik.
Błękitni: Mateusz Sroka, Mateusz Goryl, Patryk Kozdroń, Szymon Pałka, Przemysław Bryliński, Ernest Plizga, Kamil Waszczuk (libero) oraz Jan Włodarczyk, Marcin Białorudzki, Rafał Golonka.
Joanna Dobranowska
fot. Joanna Dobranowska