I liga futsal. Podział punktów w bocheńskim dreszczowcu

410 0

BSF Bochnia – Nbit Gliwice 6-6 (2-5)
Bramki: Dąbrowski 7′, 32′, Leszczak 7′, 35′, 39′ – k. , Rynduch 27′ – Pawlak 6′, Jagiełło 6′, Cygnarowski 12, 33′, Musiał 17′, Minkus 18′
BSF Bochnia: Zachariasz, Jaszczyński, Data – Rynduch, Kozieł, Dąbrowski, Kępa, Podgórski, Lewicki, Kaczmarczyk, Leszczak, Więsek
Nbit Gliwice: Groszak, Hajduk – Cygnarowski, Mirga, Starowicz, Pawlak, Chojnacki, Minkus, Musiał, Czech, Jagiełło, Kuźnik, Yarmak

Początek spotkania nie zapowiadał emocji, które towarzyszyć mu miały w drugiej części tego pojedynku. Gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska, a gospodarze wydawali się być pewniejsi w rozegraniu akcji. Pierwszym sygnałem na to, że cofnięci na własną połowę goście zaczynają myśleć o akcjach ofensywnych był strzał Tomasza Starowicza, po których po Hali Widowiskowej rozległ się odgłos obijanego słupka bocheńskiej bramki.

Nie minęło kilkadziesiąt sekund, a gliwiczanie wyszli na prowadzenie. W 6 minucie na strzał z ostrego kąta zdecydował się Mateusz Pawlak, a mocno uderzona piłka odbiła się od Roberta Dąbrowskiego tak niefortunnie, że wpadła do siatki bramki Jana Zachariasza.

Zwykle mówi się, że nieszczęścia chodzą parami. Zaledwie kilkanaście sekund po wznowieniu gry bochnianie stracili piłkę, a Łukasz Jagiełło wyprowadził gości na dwubramkowe prowadzenie. Wydawało się, że po takim ciosie gospodarze już się nie podniosą.

Tymczasem zaledwie kilkadziesiąt sekund później gola kontaktowego zdobył wspomniany Dąbrowski wykorzystując długie zagranie Tomasza Kozieła, a chwilę później strzelec gola obsłużył dokładnym podaniem Sebastiana Leszczaka, który zdobył swoją pierwszą tego wieczoru bramkę.

Szybka wymiana ciosów wskazała, że pojedynek BSF-u z Nbitem nawiązywać będzie do wcześniejszych pojedynków obu ekip. Od mniej więcej 11 minuty goście ponownie zaczęli przejmować inicjatywę. Efektem korekty gry w defensywie były liczne przechwyty gliwiczan, choć uczciwie trzeba powiedzieć, że nierzadko gospodarze pomagali jak mogli gościom na odebranie im piłki. Po takim właśnie prostym błędzie Dąbrowskiego w 12 minucie Nbit wyszedł na prowadzenie. Żeby tego było mało, przyjezdni zaczęli coraz częściej pojawiać się pod bramką miejscowych. Ostrzeżenie, że to nie koniec strzelania dał Pawlak obijając obramowanie bramki, a w 17 minucie Kamil Musiał podwyższył wynik spotkania na 2-4. Po raz kolejny goście wykorzystali niefrasobliwość podopiecznych Rafała Czai w rozegraniu piłki (futbolówkę stracił Tomasz Kozieł).

Jeszcze przed przerwą, Nbit wyszedł na trzybramkowe prowadzenie. Marcin Minkus jako ostatnie ogniwo swojego zespołu zamknął akcje składającą się z kilku strzałów bronionych przez Zachariasza.

Początek drugiej połowy, podobnie jak jego pierwsza część nie zapowiadała wielkich emocji. Wzajemne wyczekiwanie było jak najbardziej na rękę gościom, którzy mieli okazję na czwartego gola, ale po raz kolejny trafili w słupek.

Sygnał do ataku dał jednak ten, który powinien poderwać zespół do ataku. Kapitan Kamil Rynduch w 27 minucie uderzył silnie pod poprzeczkę nie dając Łukaszowi Groszakowi szans na skuteczną interwencję.

Pięć minut późnej do rzutu wolnego z 10 metrów podszedł Robert Dąbrowski i sprytnie uderzył pod nogami zawodników tworzących mur spodziewających się uderzenia na wyższym pułapie. Piłka zanim wpadła do bramki przeleciała bramkarzowi gości między nogami.

Niecałą minutę później Michał Cygnarowski pokonał Zachariasza i gospodarze znowu musieli odrabiać dwubramkowe straty. Do zakończenia meczu było już tylko 7 minut. Na szczęście dla miejscowych pod koniec 35 minuty gola kontaktowego zdobył Leszczak potężnie uderzając pod poprzeczkę. Od tego momentu gospodarze nacierali ze zdwojoną siłą, a goście cofnęli się na własną połowę nie angażując się nawet w kontrataki. Trener Czaja rozpoczął manewry z wycofywaniem bramkarza. Jednak długo nie przynosiły one zamierzonego efektu. Z pomocą przyszedł zawodnik gości – Kamil Musiał, który na połowie BSF-u sfaulował ustawionego do niego tyłem jednego z zawodników gospodarzy. Jako, że był to faul skutkujący przedłużonym rzutem karnym, bochnianie stanęli przed ogromną szansa na wyrównanie stanu gry. Do piłki na 9 metrze podszedł Sebastian Leszczak i precyzyjnym strzałem w lewy róg strzelił 6 gola dla BSF-u.

Do końca meczu pozostała minuta. Trener Czaja apelował do swoich podopiecznych o spokojne przygotowanie akcji, ale napięcie udzieliło się wszystkim przebywającym na parkiecie. Żadna z akcji nie spowodowała juz żadnego zagrożenia pod bramką przyjezdnych.

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *