Po tym spotkaniu można powiedzieć, że Nbit ma na was patent. Poza tym chyba także to, że mecz mógł się podobać publiczności. Pan pewnie jest tym wynikiem bardzo rozczarowany.
Oczywiście. Jak się przegrywa 8-7, to trudno nie być rozczarowanym. Mówiłem już wcześniej, że przyjdzie również taki mecz w Bochni – bo to niemożliwe, aby wygrać wszystkie mecze będąc zupełnie nową drużyną. Rozgoryczenie jest tym większe, że straciliśmy aż osiem bramek. Dla mnie to dodatkowy bodziec, aby najbliższy tydzień, do meczu z Cleareksem poświecić na organizację gry w defensywie. Mimo, że strzeliliśmy aż siedem goli, to niestety ale szwankowała również skuteczność. Gdy było 1-0 dla Nbitu, Łukasz Szymanowski w dobrej sytuacji trafił w poprzeczkę. Ten mecz mógł się wówczas inaczej ułożyć.
Zespół Nbitu, do którego doszło nowych trzech zawodników z Remedium Pyskowice, którzy w swoich poprzednich klubach zdobywali tytuły mistrza Polski. Tym doświadczeniem nas dzisiaj ograli. Taka jest zasada w futsalu: jeżeli nie wiadomo co zrobić, zagrać na długi słupek. Tam zawsze znajdował się napastnik gości. A jeżeli go tam nie było, to sami robiliśmy rywalom prezenty. Nie załamujemy rąk. Powtarzam, że dalej uczymy się futsalu. Szkoda tylko, ze aż tak wiele bramek straciliśmy.
W drugiej połowie tych bramek dla gliwiczan paść mogło zdecydowanie więcej. Miłosz Kocot wybronił kilka bardzo trudnych piłek. Większość drużyn, które z wami się mierzyły, mimo ambitnej gry ulegała wam w ostatnich pięciu minutach meczu. Dzisiaj to się nie powtórzyło.
Nie udało nam się. Nikt tego nie śledzi, ale muszę przyznać, ze mieliśmy bardzo specyficzny tydzień. Z różnych powodów zawodnicy nie mogli być na treningu. Jedni byli chorzy, inni mieli obowiązki zawodowe. Przez jedna grupa była na środowym treningu, inna na czwartkowym. To też miało swoje znaczenie w tym spotkaniu. Nie pozwoliło nam na wypracowanie pewnych założeń. Zawsze na czwartkowych zajęciach robimy sobie podsumowanie: ustawiamy się pod kątem kolejnego przeciwnika. Pozostaje nam wyciągnąć z tego wnioski. Nie załamywać rąk. Myślę, że ta hala w Bochni długo pozostawała zaczarowana. Myślę, że po tym meczu zawodnicy mają sportową złość. Każdy z nich wie, co źle zrobił w tym spotkaniu. Mam nadzieję, ze już wkrótce znowu będziemy mogli mówić o zaczarowanej bocheńskiej hali.
Sportowa złość oby wyeliminowała niewymuszone błędy, które były udziałem pana zawodników. Przed wami mecze z Cleareksem, a już niedługo mecz z Solnym Miastem.
Wychodząc z szatni powiedziałem chłopakom, że czeka nas bardzo ciekawy układ gier. Mamy Clearex, potem bardzo mocny Marex Chorzów u siebie, a potem wyjeżdżamy do Wieliczki. Dzisiejsza porażka będzie bolała pewnie przez tydzień, choć pewnie już treningi wyzwolą jakiś uśmiech. Gdzie się jednak najlepiej odbudować jak nie w meczu z Cleareksem? Uważam, ze absolutnie nie stoimy na straconej pozycji. Mimo, że jest to drużyna z czuba ekstraklasy. Nie odstajemy aż tak bardzo, abyśmy nie wyszli na to spotkanie z podniesioną głową. Jeżeli udałoby się wygrać, pozwoliłoby to nam nakręcić się znowu pozytywną energią. Jestem dobrej myśli.
Trochę się zmieniła kadra, w porównaniu do ostatnich meczy pierwszej rundy. Dzisiaj zagrali razem Dawid Sojda i Maciej Balawender. Jak wkomponowali się w zespół?
To są zawodnicy, którzy dużo dadzą tej drużynie, ograni na trzecioligowych boiskach. Drużyna bardzo dobrze ich przyjęła. Grzechem byłoby ich nie wkomponować. Bardzo chciałem, aby do zespołu dołączył również Tomek Marut, który pasowałby do tego zespołu. Różne są niestety koleje losu. Nie mam z nim na razie kontaktu. Umówiliśmy się, że cały czas droga dla niego jest otwarta. Źle byłoby, gdybyśmy nie dali szansy tym chłopakom, którzy stanowili o sile tej srebrnej młodzieżówki.