Noworoczny falstart bocheńskich siatkarzy

451 0

Contimax MOSiR Bochnia – MKS Wisłok Strzyżów 2:3 (20:25, 25:21, 21:25, 26:24, 9:15)

Contimax w składzie: Szymon Ściślak, Jakub Habel, Maciej Żeleźnik, Jakub Czubiński, Dawid Małysza, Michał Nieckarz i Roman Kącki (libero), a także Julian Mituniewicz, Jakub Zmarz oraz Adam Smęda.

MKS Wisłok w składzie: Paweł Przystań, Mateusz Armata, Łukasz Krzysiak, Mateusz Goryl, Bartosz Soja, Konrad Litak i Jakub Opoń (libero), a także Maciej Cebula i Jakub Zygmunt.

Ewidentnie nie mogli skończyć ataku w pierwszych akcjach tego meczu bocheńscy siatkarze. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale sympatycy ekipy z Bochni chyba nie zakładali, że tak będzie wyglądało otwarcie pierwszego meczu w Nowym Roku. Jakiejś wielkiej tragedii wprawdzie nie było, ale autowe ataki reprezentantów ekipy z Solnego Grodu naprawdę mogły irytować. Tym bardziej, że rywal mylił się rzadko. Po nieudanej akcji Dawida Małyszy Wisłok prowadził 10:6 i szybko dołożył kolejne oczko. Po tym nienajlepszym początku podopieczni Roberta Banaszaka poczęli się jednak rozkręcać. Przy zagrywce Małyszy, Contimax zdobył cztery punkty z rzędu i doprowadził do wyniku 11:11. Ten zryw gospodarzy mocno zaniepokoił szkoleniowca drużyny gości, który poprosił o czas. I rzeczywiście, już za chwilę obraz gry obu ekip zmienił się diametralnie. Zryw jakim popisali się zawodnicy Contimaxu był krótkim zrywem, a niemoc strzyżowian także miała charakter krótkotrwały. Do końca tego seta niewiele się już zmieniło, a bochnianom nie pomogła nawet zmiana na pozycji rozgrywającego (Jakuba Habla zastąpił Julian Mituniewicz).

Po tym pierwszym secie wyraźnie było widać, że przerwa świąteczna dała się we znaki w szczególności bocheńskim siatkarzom, ale i sędziowie mieli słabsze momenty. Nie raz zagwizdali w tej partii w sytuacjach, w których raczej gwizdka nie powinni byli nadużywać. Zresztą tak było nie tylko w tym jednym secie…

Partia druga wyglądała już zdecydowanie lepiej – jeśli chodzi o grę gospodarzy. Rywalom już tak łatwo się nie atakowało, a bochnianie pewnie punktowali. Po atomowym ataku Szymona Ściślaka, Contimax prowadził 8:4 i gdy wydawało się, że dalej pójdzie już „z górki” – przypomnieli o sobie siatkarze Wisłoka. Szybko doprowadzili do wyrównania i pomimo widocznej nieznacznej przewagi miejscowych na siatce – trzymali się blisko. Ten set padł jednak łupem MOSiR-u. Przy stanie 21:20 w pole zagrywki powędrował Szymon Ściślak i nieźle namieszał w szeregach przyjmujących MKS-u. Ściślak „ustrzelił” najpierw Jakuba Oponia, ale nie tylko libero Wisłoka nie był w stanie przyjąć mocnej zagrywki bocheńskiego zawodnika. Maciej Cebula, którego opiekun ekipy gości wprowadził zadaniowo na parkiet – także nie dał rady. Ostatni punkt w tym secie również został zapisany na konto podstawowego atakującego Contimaxu, który zakończył długą wymianę atakiem z prawego skrzydła.

Tak jak skończył się set drugi, tak rozpoczęła się partia trzecia. Na boisku szalał Szymon Ściślak i po jego akcjach na tablicy świetlnej widniał wynik 4:1. Dobra passa bochnian jednak się skończyła… Strzyżowanie podeszli siatkarzy z Miasta Soli i dzięki swej bardzo dobrej grze obronnej wyszli na prowadzenie. Naprawdę, już dawno żadna drużyna nie uwijała się tak zawzięcie na boisku w Bochni i z takim zaangażowaniem nie przebijała na drugą stronę – wydawać by się mogło – niemożliwych do obrony piłek. Ale i gracze Contimaxu nie raz pokazali, że także potrafią bronić. Niestety, o ile faktycznie demonstrowali zmysł do „wyciągania” trudnych piłek po atakach rywali, o tyle już – fundowane im ze strzyżowskiego pola serwisowego „baloniki” nie raz wprowadzały ich w stan prawdziwej konsternacji… Tej partii wygrać się nie udało gospodarzom (przegrana 21:25), ale set czwarty zakończył się pomyślnie dla graczy MOSiR-u.

Praktycznie cały czas to siatkarze Wisłoka byli w tej partii na prowadzeniu, ale szybko się przekonali, że dwa wygrane sety i piłka meczowa przy prowadzeniu 24:23 nie oznacza jeszcze końca. Bo faktycznie droga do końca tego meczu znacznie się wydłużyła… Bochnianie wybronili meczbola, wygrali długą wymianę, a po bloku Dawida Małyszy i Michała Nieckarza piłka wróciła pod nogi strzyżowskiego atakującego (26:24).

Czy wygrana Contimaxu w tie breaku była możliwa? Gdyby bocheńskie przyjęcie było w tej partii lepsze, gdyby każdy atak podopiecznych Roberta Banaszaka „siadał” w boisko i gdyby ten dobry poziom gry bochnian prezentowany choćby w secie drugim się utrzymał to faktycznie wygrana była możliwa. Czegoś jednak zabrakło bocheńskim siatkarzom i mimo iż ich gra nie wyglądała najgorzej to fakt jest taki, że ekipa MOSiR-u przegrała i nieźle skomplikowała sobie sytuację w drugoligowej tabeli…

Joanna Dobranowska

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *