To był mecz godny finału – takie opinie przeważały po wczorajszym horrorze, jaki zafundowali kibicom młodzi futsaliści Cleareksu Chorzów i BSF Bochnia. Szkoda, że bez happy-endu, ale – zacytujmy klasyka- jakże piękna była to porażka.
Bochnianie zaczęli źle mecz z chorzowianami. Atakowali i bronili się niezdarnie. Zupełnie nie radząc sobie z bardzo dobrze dysponowanym w obronie rywalem czyhającym tylko i wyłącznie na kontrataki. Zapomnieli także o Radosławie Piętce, który w specyficzny dla siebie sposób atakował bramkę rywali – czyhał w pobliżu 5-6 metra na piłkę i czekał na zagranie, po którym mógł obrócić się z piłką w kierunku bramki i strzelić. W finale obrońcy na moment spuścili go z oczu, a zagrana do niego piłka szybko znalazła się w siatce stremowanego, niepewnego w tym spotkaniu Jaszczyńskiego.
Bochnianie atakowali i powinni szybko wyrównać, ale brakowało im skuteczności. Niestety nie można było jej odmówić Ślązakom. W 8 minucie gola na 2-0 strzelił po indywidualnej akcji Mariusz Malec.
Od mniej więcej 10 minuty podopieczni Rafała Czai wrócili na właściwe tory – grali szybciej i bardziej pomysłowo, częściej także zmieniali pozycje wprowadzając sporo zamieszania w szeregi gości. Do końca pierwszej połowy starania miejscowych nie przyniosły jeszcze efektów.
Druga połowa zaczęła się od ataków BSF. Czuć było, że bramka wisi w powietrzu. W końcu licznie zgromadzeni kibice doczekali się. Maciej Balawender zagrał w uliczkę do ścinającego z prawego skrzydła Tomasza Maruta, a chwilę później bramkarz Cleareksu – Damian Purolczak wyciągał piłkę z siatki po strzale kapitana bocheńskiej drużyny.
Miejscowi poszli za ciosem i tym razem los uśmiechnął się do nich. W przeciwieństwie do wcześniejszych meczów, w finale nie wychodziły już tak dobrze BSF-owi stałe fragmenty gry, a jednak po jednym z nich, w 19 minucie padło wyrównanie. Krystian Lewicki zagrał wzdłuż 2 metra. Piłka odbiła się od nogi jednego z chorzowian i wpadła ku zaskoczeniu wszystkich do bramki. Był remis, a do końca meczu pozostało jeszcze blisko 5 minut. Ekipa Czai w wielkim stylu wróciła do gry.
Przewaga bochnian nie malała, ale w 22 minucie stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Kontrę gości ofiarnym wślizgiem zastopował Grzegorz Baran- zatrzymał piłkę, jednak sędziowie zakwalifikowali to zagranie jako niebezpieczne i pokazali zawodnikowi BSF drugą żółtą kartkę. Od tej pory, niemal aż do końca regulaminowego czasu gry przeciwko czwórce chorzowian grała trójka gospodarzy: Maciej Balawender, Dawid Sojda i Tomasz Marut. Przez 120 sekund, które mijały strasznie długo sprytnie oddalali grę od swojego pola karnego, a także uporczywie, ofiarnie bronili dostępu do swojej bramki. Udało się. Za swój wyczyn, który kosztował ich mnóstwo sił, otrzymali gromkie brawa od kibiców. Po 24 minutach mecz pozostawał nierozstrzygnięty.
Dogrywka także nie przyniosła żadnej z drużyn bramek. Jedni i drudzy nie chcieli zaryzykować, rzucić wszystkiego na szalę. Okazją godną odnotowania był strzał Balawendera – obroniony przez Purolczaka.
Nadeszły karne. W pierwszej serii obronili i Jaszczyński i Purolczak. W kolejnych trzech seriach dwa razy strzelili goście, BSF – zaliczył trzy wpadki. W czwartej serii szansy na zakończenie rywalizacji nie wykorzystał Purolczak, chwilę potem nadzieję gospodarzom dał Romański. Było 1-2 dla chorzowian. W ostatniej serii do piłki podszedł Piętka i nie zmarnował okazji. Mistrzem Polski do lat 20 zostali Ślązacy.