Contimax MOSiR Bochnia – MKS Andrychów 3:2 (23:25, 25:22, 17:25, 25:16, 15:12)
Contimax wystąpił w składzie: Dawid Małysza, Julian Mituniewicz, Szymon Ściślak, Michał Nieckarz, Jakub Czubiński, Rafał Madej i Roman Kącki (libero), a także Jakub Zmarz, Aleksander Juszczyński, Jakub Habel i Maciej Żeleźnik.
Już pierwsze akcje tego spotkania pokazały, że w tym meczu żadna z ekip nie będzie chciała drugiej ułatwić zadania. Gracze z Andrychowa przełamywali bocheński blok, choć rzeczywiście zdarzyło im się także „nadziać” na ręce Michała Nieckarza, czy Szymona Ściślaka. Jednak mimo wszystko, podopieczni Rafała Legienia nadal konsekwentnie dążyli do tego by szybciej od bochnian zdobyć pierwsze upragnione 25 punktów. I faktycznie, MKS robił co mógł, by ten cel zrealizować. Ekipa gości doskonale podbijała pierwsze ataki bochnian, przeprowadzała skuteczne kontry i tym samym wyszła na prowadzenie 17:13. Jej radość nie potrwała jednak długo, gdyż przy zagrywce Aleksandra Juszczyńskiego bocheńska ekipa się odrodziła (bochnianie wyszli na prowadzenie 21:19). Contimax zdobył kilka punktów z rzędu i gdy już wydawało się, że pierwszy set padnie łupem gospodarzy, sytuacja na parkiecie znów się odwróciła i szczęście uśmiechnęło się do drużyny przyjezdnej.
Tyle szczęścia nie mieli już jednak goście w kolejnej odsłonie tego meczu. Pomimo kilku przestojów w grze, bochnianie, po punktowej zagrywce zafundowanej rywalom przez Jakuba Czubińskiego, ale i po ataku z drugiej linii wykończonym przez Dawida Małyszę, doprowadzili do remisu 16:16. Podopieczni trenera Banaszaka szybko odskoczyli przeciwnikowi i zanotowali wygraną w drugiej partii meczu. Wprawdzie set trzeci zakończył się pomyślnie dla zespołu z Andrychowa (wygrana 25:17), niemniej jednak – mając na uwadze styl gry bochnian z drugiego seta – sympatycy Contimaxu mogli z nadzieją patrzeć w przyszłość.
I faktycznie, przyszłość bochnian w tym meczu rysowała się w jasnych barwach. Czwartego seta ekipa z Solnego Grodu rozpoczęła od potrójnego bloku oraz punktowych zagrywek zaserwowanych przez Jakuba Habla i Szymona Ściślaka. Szkoleniowiec MKS-u dwukrotnie prosił o czas dla swego zespołu, ale na niewiele się to zdało, gdyż bochnianie jak w transie podbijali ataki przeciwnika i przeprowadzali skuteczne kontry. Wprawdzie momentami wpadały Contimaxowi piłki, które zdecydowanie można było podbić, niemniej jednak nie zmieniało to faktu, że zespół MOSiR-u miał aż 8 oczek przewagi (22:14). Rywal zdołał zdobyć jeszcze dwa punkty, ale to nie przeszkodziło bochnianom w spokojnym doprowadzeniu tego seta do końca.
O końcowym wyniku miał zadecydować tie break i pierwsze jego akcje nie mogły napawać optymizmem sympatyków Contimaxu… Bochnianie przegrywali już 1:4 i ich gra w tym momencie nie wyglądała najlepiej. Na szczęście podopieczni Roberta Banaszaka szybko wzięli się w garść i po jednaj z dłuższych wymian, piłka uderzona przez Dawida Małyszę siadła na parkiecie po stronie MKS-u. MOSiR doprowadził do stanu 6:6 i cały czas walczył o to, by uniknąć zbyt nerwowej końcówki, która tak jak w przypadku pierwszego seta mogłaby rozstrzygnąć się na korzyść rywala. Tak się jednak nie stało – rywal nie odrobił start – i to zespół z Bochni zwyciężył w secie piątym 15:12, a w całym spotkaniu 3:2.
Siatkarze Contimaxu mogli świętować zwycięstwo nad MKS-em Andrychów, które było tym cenniejsze, gdyż była to pierwsza wygrana MOSiR-u w tegorocznych drugoligowych rozgrywkach.
Joanna Dobranowska