Co się stało, że musiałeś zejść w przerwie meczu z Porońcem?
Niefortunnie stanął podczas wyskoku do główki. Podkręciłem chyba kolano. Poczułem ból, ukłucie. Wydawało misę nawet, że kolano nawet troszkę uciekło. Jestem jednak dobrej myśli.
Po meczu w waszym zespole była wielka radość. Nadal pozostajecie liderem.
Jesteśmy liderem, ale nie o to chodzi, aby się już teraz cieszyć. Za nami dopiero cztery kolejki sezonu. Zobaczymy co będzie po piątej, szóstej, siódmej. Zbieramy punkty, które są na potrzebne do utrzymania. Zobaczymy co będzie później.
Jednak po meczu śpiewaliście, że lidera nie oddacie…
Oczywiście nie chcemy go oddać. Oby z meczu na mecz było coraz lepiej, a punkty regularnie ciułane. Będziemy liderami na koniec rundy – zapewnimy sobie utrzymanie w lidze. Aby to jednak osiągnąć potrzebujemy bardzo wielu punktów. Jeżeli je zdobędziemy – porozmawiamy o innych celach. Na razie walczymy o utrzymanie.
Po Twoim zejściu, obrona nie stanowiła już takiego monolitu…
Na pewno brakło im doświadczenia. To młodzi zawodnicy, którzy bardzo dobrze walczą na boisku, którzy chcą walczyć. Czasami gubi ich zbytnia fantazja i brak doświadczenia z boisk trzecioligowych. Z każdym meczem będą grali coraz lepiej. Jestem dobrej myśli.
Sporo nerwów kosztowała końcówka meczu…
Powiem może nieskromnie, ale byliśmy dużo lepszą drużyną. Poroniec choć grał piłką, to tak naprawdę ograniczał się do rzucania długich piłek. Przechwytywaliśmy ich bardzo wiele. W końcówce fakt faktem mieliśmy już „obronę Częstochowy”, ale chwilę później znowu zaiskrzyło, chłopaki złapali wiatr w żagle i przeprowadzili dwie kontry, po których padły dwie bramki. Powiem szczerze, że spodziewałem się więcej po tym zespole. Nazwiska na papierze są w Porońcu, ale było u nas kilka drużyn, które grały dużo lepszą piłkę.