Sportomaks: Wasze mecze – ze Stalproduktem (2-2) i Husarią (5-4), które ostatecznie zadecydowały o mistrzostwie nie należały chyba do łatwych.
Łukasz Piech: Pierwszy mecz z Hutą był bardzo ciężki. W pierwszej połowie wyglądało to nawet nieźle, ale w drugiej rywal bardzo mocno nas przycisnął. Złapali nas na naszej połowie, a my tylko wybijaliśmy piłkę do przodu licząc, że może coś się uda strzelić. Liczyliśmy głównie na obronę i grę z kontry. To spowodowało, że straciliśmy dwie bramki, a mogliśmy z pewnością stracić jeszcze dwie, gdyż przeciwnik miał dwie sytuacje do pustej bramki.
Podobnie jak w meczu z Hutą również wiele szczęścia mieliście w meczu z Husarią. Przy stanie 5-4 rywale mieli kilka bardzo groźnych okazji do zdobycia gola. Gdyby fortuna się do was nie uśmiechnęła moglibyście zakończyć dzień z jednym punktem.
Na początku tego spotkania wyszliśmy do gry bardzo rozluźnieni. Straciliśmy bramki po kontratakach. W drugiej połowie zaczęliśmy grać zdecydowanie lepiej w defensywie, co pomogło nam w wyprowadzeniu kilku szybkich akcji zakończonych bramkami. Chcieliśmy pójść za ciosem, jednak ponownie zapominaliśmy o obronie. Skorzystała z tego Husaria, która doszła nas na jedną bramkę. Z tego też powodu końcówka meczu była bardzo nerwowa. Tuż przed końcem spotkania Husaria mogła nas pogrążyć. Miała sytuacje do pustej bramki oraz akcje 3 na 2. Mogli to lepiej wykorzystać. Musze też powiedzieć, że gra dwóch meczów w ciągu jednego dnia kosztowało nas wiele sił.
Rzadko się zdarza, aby beniaminek, bez względu na dyscyplinę sportu zdobywał tytuł mistrzowski.
Udało nam się. Gramy już jednak ze sobą, w tym składzie od kilku lat. Jesteśmy zgraną drużyną, a do tego jesteśmy młodzi i głodni sukcesów. Wierzę, że w przyszłości przyjdą kolejne tak na terenie Bochni jak i poza nią.
Jaki był ten sezon?
Pierwsza runda była dość łatwa. W drugiej grało się już dużo gorzej. Przeciwnicy wiedzieli już jaki styl prezentujemy – że długo utrzymujemy się przy piłce. Dlatego też cofali się głęboko do obrony i czekali na okazje do kontrataków. Dlatego też pod koniec sezonu traciliśmy już dużo bramek.
Jak godziliście obowiązki zawodników grających na trawie z obowiązkami futsalowców? Zwłaszcza zimowy okres przygotowawczy chyba nie służył dobrej grze?
Na pewno nie pomagał. Zmęczenie, nogi ciężkie po treningach, a tutaj na hali trzeba być zwrotnym i cały czas skoncentrowanym. Klub – BKS – nie robił nam żadnych trudności. Kiedy nie dało się przyjść na trening, nikt nie robił nam problemów. Daliśmy radę.
Przez jakiś czas nie trenowałeś na trawie. Czy teraz ze zdrowiem już wszystko w porządku? Czy zobaczymy cię już niebawem na trawiastym boisku w meczach ligowych?
W pierwszej połowie tygodnia powinna rozwiązać się sprawa mojego statusu w drużynie. Będę rozmawiał z trenerem, czy widzi mnie w zespole., czy jest sens zostawać w drużynie… Zobaczymy co przyniesie tydzień.
Bierzesz pod uwagę taką sytuację , że nie będzie cię na wiosnę w BKS?
Wszystko może się zdarzyć. Nie wiem nawet, czy na 100 % będę w ogóle grał na trawie. Zobaczymy co powie trener, czy uda mi się pogodzić ewentualne treningi z pracą? Kiedy już wszystko będę wiedział podejmę decyzję.
Krążą o tobie opinie, zresztą pochodzące od twoich kolegów z BKS-u, że jednym z najlepszych bocznych obrońców w III lidze, a już na pewno najlepszy w poprzednim sezonie w IV lidze jest Łukasz Piech. Gdyby tylko chciało mu się skupić na piłce szybko trafiłby do wyższej ligi.
Nie słyszałem takich opinii. Na pewno nie byłem najlepszy. Grałem to co umiałem. Jeżeli koledzy tak mówią, to ja się bardzo cieszę.