Sportomaks: Porównując wasz pojedynek z Avią do poprzedniego z Błękitnymi, można odnieść wrażenie, że w bocheńskich trykotach grały dwie różne drużyny. W konfrontacji z liderem ligi widzieliśmy walczaków, którzy próbują gry kombinacyjnej i co ważne cieszą się grą. Z przyjemnością się oglądało się ich mecz.
Robert Banaszak: Nie ma nawet czego porównywać. Mecz z Avią był zupełnie inny od tego z Ropczycami. Zagraliśmy w końcu na luzie i przede wszystkim konsekwentnie taktycznie. Bardzo mi się to podobało. Był to chyba nasz pierwszy mecz w sezonie, którym spełniliśmy nasze założenie. W sumie nie było ich wiele. Chodziło o zagrywkę oraz o czytanie gry przeciwnika. Jedyne czego nie udało nam się zatrzymać, to środek, z którego Świdnik słynie. Nie przypominam sobie, abyśmy ich zatrzymali. Tylko raz w samej końcówce piątego seta Stępień wyrzucił piłkę w aut. Generalnie to, co zagrali środkiem przynosiło im punkty. Jestem zadowolony z naszej postawy. Szkoda tylko, że piłka, która zatańczyła na taśmie zadecydowała o naszej porażce.
Jesteście jedyną drużyną w lidze, która ugrała w dwóch meczach punkty z Avią. Jest to jakiś powód do dumy.
Powód do dumy oczywiście jest. Niestety, ale ta duma nie zagwarantuje nam wyższego miejsca w tabeli. Kończymy rundę zasadniczą na 8 miejscu. Mecz z liderem dał nam powód do zadowolenia. Chciałem, abyśmy na zakończenie tej rundy poprawili sobie humory. Zwłaszcza po ostatnim meczu.
Co trzeba było więc zrobić, aby drużyna pozytywnie zareagowała?
Śmieję się, że zadecydowały o tym te niefortunne cztery tygodnie przerwy może tak wpłynęły mobilizująco na drużynę. Może był to także głód siatkówki, gdyż poza dwoma sparingami (z drużyną trzecioligową i akademicką) nie graliśmy żadnych meczów. Być może był to sposób? Oczywiście żartuję. Nie da się grać z taką długą przerwą między dwoma meczami. Ten mecz był tak naprawdę o nic. Nie decydował ani o miejscu Avii, ani naszym. Mogliśmy więc zagrać sobie na luzie. Być może właśnie to zadecydowało o naszym dobrym występie.