Wczoraj z funkcji prezesa Okocimskiego zrezygnował Czesław Kwaśniak. Jak, jako osoba związana z brzeską piłką, a przy okazji mieszkaniec powiatu brzeskiego oceni pan dotychczasowe działania byłego już prezesa OKS?
Nie chcę komentować wydarzeń politycznych. Powiem tylko, że cała ta historia jest krzywdząca dla prezesa Kwaśniaka. Zrobił naprawdę wiele dla Okocimskiego i Brzeska. De facto miałem okazję poznać go dopiero pod koniec jego przygody z prezesurą w OKS. Odnoszę wrażenie, że w jego poczynaniach był chyba osamotniony. To jednak jest odwieczny problem brzeskiej piłki.
Chciał poprawy infrastruktury stadionowej. Normalnie powinna być ona stworzona szybciej aniżeli zespół walczący o konkretne cele. Tutaj chyba nie do końca mu się to wszystko udało. Podkreślę raz jeszcze, że w moim odczuciu, to co spotkało Kwaśniaka jest niesprawiedliwe. Wiele dzieje się w świecie polityki, wiele w biznesie, na drogach, a wszystko bez konsekwencji. Tymczasem osoba, która chciała dobrze poniosła porażkę. Po raz kolejny potwierdza się jednak zasada, ze z władzą i paragrafami się nie wygra.
Teraz nasuwa się ważne pytanie: co dalej z Okocimskim?
No właśnie. A według pana?
Chodzą różne słuchy. Jedni mówią, że nie zmieni się wiele, inni, że będzie dużo gorzej. Ciężko więc mi, osobie która nie jest w klubie zawyrokować jak zmiana prezesa wpłynie na przyszłość klubu. Czesław Kwaśniak słusznie zauważył dzisiaj , że w obecnej piłce kończy się czas społeczników. Coraz częściej mówiąc o klubie trzeba o nim myśleć jak o przedsiębiorstwie. Jednym słowem: czas pokaże co przyniosą zmiany w Brzesku.
W sobotę mieliście grać sparing z Sandecją Nowy Sącz. Dlaczego do niego nie dojdzie?
Sparing był już dużo wcześniej dogadany. Tymczasem w czwartek otrzymaliśmy informację, że Sandecja nie ma na tylu zawodników, aby zagrać dwa mecze sparingowe – z nami i Jasłem. Wybrali ten drugi zespół, który jest z nimi zaprzyjaźniony. Tak to już jednak jest z klubami z wyższych lig w relacjach z zespołami z niższego poziomu rozgrywek. Jeden telefon, słowo przepraszam i po sprawie. W efekcie w sobotę o 10 rano zagramy wewnętrzny sparing na Orliku.
Jak wygląda sytuacja w prowadzonym przez pana BKS-ie?
Sytuacja się normuje. Dogadujemy się coraz lepiej. Coraz bardziej przygotowujemy się pod kątem taktycznym. Idzie to w dobrym kierunku. Zawodnicy poznali bardziej mnie, podobnie jak ja ich. Wiedzą, czego od nich wymagam. Zajęcia tak są organizowane, aby objęły jak największą ilość zawodników – ciężko bowiem o to, aby mieć ich wszystkich na treningu. Jestem spokojny o to, że chłopaki będą mieć zdrowie. Mają za sobą kilka ciężkich treningów, które zaprocentują wiosną.
A sytuacja kadrowa? Wiadomo już kto zostaje w BKS-ie, a kto odchodzi?
Wszystko na to wskazuje, że pozostanie Tomasz Kozieł, Jurek Czapla, Mariusz Łyduch, staramy się o Wojciecha Szkotaka i czarnoskórego napastnika z Kamerunu – Borisa Tataw (rocznik 1990). Mariusz Łyduch przejdzie do nas najprawdopodobniej na zasadzie wymiany zawodników. Do Górnika Wieliczka przeszedłby Wojciech Potańczyk, w odwrotnym kierunku powędruje Mariusz. Jak na razie nie stać nas na Sławomira Jagłę. Mamy bardzo ciekawą linię ofensywna zespołu. Gra co prawda opierała się będzie jak dotąd na Sławku Zublu, ale w każdej chwili mogą go wesprzeć wspomniany Tataw, Rafał Kmak, Sebastian Turczyn czy Łyduch. Wierzymy, że uda się stworzyć zespół długofalowy, który w przyszłości da wiele radości kibicom w Bochni.
Jeżeli Jerzy Czapla przejdzie do BKS, to w jakim charakterze? Będzie bramkarzem numer…
Nie traktuję tego w takich kategoriach. Chciałbym mieć 2-3 dobrych bramkarzy gotowych do gry. To bardzo ważne w kontekście walki o utrzymanie. Grać będzie najlepszy. Liczę także na pomoc ze strony Marka Pączka, nawet jeśli nie stanie miedzy słupkami.
—
Najbliższy sparing BKS zagra we wtorek w Skotnikach z GKS Drwinia.