Siatkówka. Po meczu z Błękitnymi: „Nie do takiej gry dążyliśmy”

481 0

Ciężko ogląda się takie spotkanie, przy tak małej publiczności, przy tak gładkiej porażce 0-3. Nie pamiętam też, kiedy ostatni raz kibice krzyczeli na tej hali : „walczyć Bochnia”?

Robert Banaszak: Ciężko się ogląda kibicom, ciężko się prowadzi w takim spotkaniu zespół z ławki. Przegraliśmy na stojąco. Przynajmniej pierwsze dwa sety. W trzecim była jakakolwiek, o ile można ją tak nazwać, walka. Ale to i tak jest zdecydowanie za mało. Stać nas na dużo więcej. Nie pokazaliśmy tego na boisku, w meczu. Trudno powiedzieć dlaczego? Czy dlatego, że wyszliśmy na boisko przestraszeni? Czy może za bardzo chcieliśmy? Pierwsze dwa sety mogę powiedzieć, że biorę na siebie. Szukałem optymalnego składu. Zagrał na libero Artur Wilanowski, a Karola Galińskiego wystawiliśmy na przyjmującego z atakiem. Nie doskwiera mu już ani ból barku ani pleców. Liczyłem, że takim ustawieniem uda się zaskoczyć przeciwnika.

Na początku naszym największym naszym problemem było skończenie akcji po dobrych wystawach i dobrych przyjęciach, a od mniej więcej dziesiątego punktu mieliśmy przeogromne kłopoty z przyjęciem piłki. Tak też już to wyglądało do końca meczu z lekką poprawą w trzecim secie, ale i tak cały mecz pod tym względem wyglądał katastrofalnie. Z takim przyjęciem w tej lidze się nie pogra.

Przeciwnik nie dysponował jakąś piorunującą zagrywką. Może poza Marcinem Dobrzyńskim. Pozostali proponowali prostą zagrywkę, którą powinniśmy przyjmować bez problemu. Niestety mieliśmy błąd na błędzie, które rodziły kolejne. Wszystko to miało wpływ na wzrost niepewności w zespole i bojaźń. Chłopaki bali się w pewnym momencie grać. Tak to odbierałem z zewnątrz. Popełnili jeden błąd i byli bardzo wystraszeni. Szukali wzrokiem piłki, żeby ona wyszła, tymczasem o każdą z nich trzeba walczyć do końca. Niestety. Dzisiaj przestaliśmy mecz. Dla mnie to podwójna porażka. Nie tylko na boisku, ale i jako dla trenera.

Czy Wilanowski mówiąc kolokwialnie „spalił się”? Był to jego pierwszy mecz na tej pozycji w II lidze. Czy mógł nie wytrzymać presji i stąd jego słabsza dyspozycja?

Zdecydowanie tak. To był jego debiut na tej pozycji w II lidze. Widać , że do tego poziomu wiele mu trzeba jeszcze nauki. Dzisiaj ewidentnie nie wytrzymał presji. Na treningach, przynajmniej do czwartku, wyglądało to dużo lepiej. Wczoraj [tj. w piątek – przyp. MK] były już pierwsze symptomy już chyba tej gorączki przedmeczowej, że nie idzie to w dobrym kierunku. Zawsze jednak uważam, że jak trening przedmeczowy jest słaby, to mecz wychodzi dobrze. Tutaj niestety ta zasada się nie sprawdziła. Trzeba więc było zmienić libero po drugim secie. Taka kolej rzeczy.

W zeszłym sezonie wielokrotnie mierzyliście się z Ropczycami. W fazie zasadniczej wygraliście i przegraliście – ale po walce 2-3. Play off wgraliście pewnie 3-1. Jednym słowem byliście wyraźnie lepszym zespołem. Minął niecały rok, a waszej dobrej dyspozycji nie widać. Być może to rywal gra tak dobrze, a może jednak wy obniżyliście loty? Jeżeli tak to dlaczego?

Tu nawet nie chodzi o okres dwunastu miesięcy, ale o ostatnich kilka tygodni. Gramy zupełnie co innego niż w poprzednich meczach. Słabszy mecz wyszedł nam w Spale tydzień temu [przegrany 1-3 – przyp. M.K.]. Nie najlepszy był także mecz w Lublinie, choć wygraliśmy go. A wcześniej, mimo, że przegrywaliśmy ta gra, przynajmniej w mojej ocenie, nie była taka zła. Na boisku realizowaliśmy pewne założenia. Przede wszystkim jednak walczyliśmy. Chłopakom chciało się grać. Nie było piłek straconych.

Co do tego meczu. To, że Ropczyce grają lepiej niż rok temu, to jedno. Dwa – u nich, w poprzedniej rundzie wygraliśmy 3-2, więc nie można powiedzieć, że zrobili jakiś kolosalny postęp, a my… My patrząc z perspektywy dzisiejszego meczu spadliśmy w przepaść. Takie można odnieść wrażenie porównując ten dzisiejszy mecz pomiędzy naszymi drużynami. Problem tkwi gdzie indziej. Pytanie tylko gdzie? Że w głowie, to już zdążyliśmy do tego dojść. Przegrane meczów, w których prowadzimy wysoko stały się u nas już tradycją.

Dzisiaj też, w ostatnim secie prowadziliście 22-20…

Tak, ale to nie jest już jakieś tam wysokie prowadzenie. To była raczej końcówka, w której ważą się losy zwycięstwa. Z tym , że mieliśmy wtedy także swoją okazję. Była piłka w górze i posłaliśmy ją w aut. Mogło być 23-20 i zupełnie inaczej mógłby skończyć się ten set. Pozostaje nam przygotować się do meczu ze Świdnikiem, który gramy dopiero za cztery tygodnie. A potem czekać co dalej.

Nie wiemy, czy będziemy musieli grać z Lublinem o to kto się utrzyma w lidze, a kto będzie musiał toczyć jeszcze pojedynek w barażach z trzecioligowcem. Interpretacja PZPS nie jest do końca jasna. Wszystko ma się wyjaśnić po meczu ze Świdnikiem. Pewne jest , że zajęliśmy w lidze ósme miejsce. Żadne wyniki w innych meczach i nasze własne tego miejsca nie zmienią.

We wrześniu rozmawialiśmy z panem o prognozach na nowy sezon. Był pan pełen optymizmu. Mówił pan o 5-6 miejscu w tabeli. Tymczasem chyba w najczarniejszych snach nie zakładał pan, że może się znaleźć w takiej sytuacji jak w dniu dzisiejszym?

Na pewno…

Słychać w pana głosie rozgoryczenie. Powiem wprost: czy widzi pan jeszcze sens pracy z tą drużyną?

Widzę sens pracy, muszą zajść tylko pewne korekty. Jest to inna drużyna, z którą przygotowywaliśmy się do ligi. To rzutuje na cały obraz, na cały przebieg rozgrywek. W tej chwili mamy problem z libero – nie ma Mateusza Mrozowskiego.

A co się stało z Mateuszem Mrozowskim?

Powiedzmy, że są to problemy natury osobistej. Tak to nazwijmy. Mamy jednak to, co mamy i z takim materiałem musimy sobie radzić. Grać dalej i próbować jeszcze coś ugrać. Jeżeli doszłoby do czegoś takiego, że musimy jeszcze zagrać z Lublinem play-off, podobnie jak z Ropczycami przed rokiem, to ja sobie nie wyobrażam, że przegramy z nimi jakikolwiek mecz.

Musimy z chłopakami obejrzeć sobie nasze ostatnie mecze, zwłaszcza te dwa ostatnie i jasno sobie powiedzieć: chcemy grać albo dajemy sobie z tym wszystkim spokój. Gra dzisiejsza wyglądał jakby nam się po prostu nie chciało, jakbyśmy byli na tym boisku za karę. Ja pod czymś takim podpisywał się nie będę. Nie do takiej gry dążyliśmy. Nie taką grę sobie zakładaliśmy przed i w trakcie sezonu. Nie po to cztery razy spotykamy się w tygodniu na treningach, ćwiczymy, pracujemy, aby ten jeden mecz w tygodniu oddać bez walki. To jest dla mnie zupełnie bez sensu.

Zwykło się mówić, że jak drużyna dołuje, to musi przyjść jakieś odbicie . Ostatni mecz gracie z najlepszą drużyną, to może właśnie z nią nastąpi przełamanie?

Mam taką nadzieję. Chcę tylko tego, abyśmy wrócili do tej jakości, którą prezentowaliśmy poprzednio. Do chęci gry i walki. Dla mnie to jest najważniejsze. W poprzedniej rundzie, mimo, że przegraliśmy pierwsze cztery mecze, prezentowaliśmy się nieźle. Brakowało czegoś. Mówiłem wtedy, że doświadczenia, ogrania – to w końcu w większości młode chłopaki. Weszliśmy w dobry rytm. Wygraliśmy cztery mecze, pojechaliśmy do Świdnika i potrafiliśmy tam walczyć jak równy z równym i urwaliśmy na ich terenie jeden punkt. Drugą rundę zaczęliśmy jakby od zera. W meczu z Karpatami wszystko się posypało.

Zawsze mówię, że jak wychodzę na mecz, to chcę go wygrać. Do tej pory udawało mi się jakoś ten optymizm przekazywać chłopakom. Nie potrafię teraz powiedzieć, czy to jednak brak wiary, czy może pozycja w tabeli – oni też oczekiwali innych wyników w lidze – być może tak na nich oddziałuje. Został nam jeden mecz. Jeżeli przyjdzie nam grać o utrzymanie, to trzeba sobie powiedzieć, że tamte mecze będą dla nas jak o awans. Inaczej tego nie da się nazwać. Tylko, że nie o awans do I a do II ligi.

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *