BKS – Limanovia 0-0
Żółte kartki: Turczyn, Siwek (BKS)
Czerwona kartka: Ścieszka – za faul w 85′.
Składy
BKS: Pączek – Wasyl, Marut, Kasprzyk, Piech (46′ Więsek)- Czapeczka (75′ Ścieszka), Górecki, Turczyn (70′ Bębenek), Siwek, Komenda – Zubel.
Limanovia: Sotnicki – Ślęczka, Kulewicz, Garzeł,Czajka – Kozieł (70′ Kostek), Pietras, Skiba (Gadzina 75′), Serafin – Dziadzio, Mężyk (Cebula 55′).
Ten wynik to dla nas strata punktów – mówił po meczu rozżalony trener Limanovii – Dariusz Siekliński. Trudno mu się dziwić. Zespół, który typowany jest od kilku lat do awansu, notorycznie przebudowywany za pieniądze możnego sponsora póki co zawodzi. Co z tego, że jeszcze nikt nie pokonał Limanovii, skoro w sześciu meczach zdobyła tylko 10 punktów (2 zwycięstwa i cztery remisy).
Spotkanie nie było porywającym widowiskiem. Jedna drużyna atakowała, choć zazwyczaj robiła to w tempie pozwalającym na szybką korektę ustawienia obrony, druga czyhała na możliwość kontrataku, a gdy takowe się pojawiły – niestety nie umiała ich wykorzystać. Mimo to na emocje nie można było narzekać. Mecz był twardy, momentami wydawało się, że sędzia pozwala na zbyt wiele. W efekcie w 85 minucie czerwoną kartkę za ostry faul – jak najbardziej zasłużenie – otrzymał Michał Ścieszka.
Jedni i drudzy chcieli ten mecz wygrać. Może bardziej goście, którzy wobec oczekiwań właściciela klubu znajdują się pod dużo większą presją aniżeli młody zespół z Bochni (w wyjściowym składzie zagrało 6 młodzieżowców). Nie wiemy, czy ta presja jest na tyle duża, że pęta piłkarzom nogi? Czy może BKS, a wcześniej kilka innych zespołów zagrało aż tak dobrze? To już nie istotne, bo Limanovia przez długie fragmenty meczu prezentowała się słabo w ataku – słabo jak na zespół, który kilka dni temu zremisował z Wisłą Kraków.
Pierwszą naprawdę groźną sytuację goście stworzyli na początku drugiej połowy, kiedy to Mariusz Mężyk z kilku metrów nie trafił do pustej bramki. Nieudolność napastnika, który przecież w swoim CV może pochwalić się występami w ekstraklasie, na tyle rozwścieczyła trenera Dariusza Sieklińskiego, że po chwili za Mężyka na boisku pojawił się Konrad Cebula (9 spotkań w ekstraklasie). Kolejna stuprocentowa sytuacja miała miejsce w 83 minucie, kiedy to Wojciech Dziadzio w dogodnej sytuacji strzelił bardzo mocno, ale jednak minimalnie nad poprzeczką bramki BKS.
BKS nie stworzył sobie aż tak groźnych sytuacji co Limanovia. Mimo to odnotujmy dwie okazje Czapeczki pod koniec pierwszej połowy oraz przeprowadzane w dobrym tempie kontrataki, które co prawda zakończyły się strzałami, ale albo były zbyt anemiczne, albo niecelne, albo decyzja o ich oddaniu była błędna (jak w przypadku strzału Komendy z 35 metrów, mimo, że BKS wychodził z przewagą czterech na trzech). Ewidentnie brakowało ostatniego, decydującego podania, które dałoby BKS-owi klarowną sytuacje do zdobycia gola.
Po raz kolejny bardzo dobrze wypadł w środku pola Sebastian Turczyn, który często brał na siebie zadanie rozgrywania. Turczyn zszedł w 70 minucie, a jego miejsce zajął Mateusz Bębenek, dla którego był to debiut przed bocheńską publicznością. Niestety debiut nie do końca był udany – były zawodnik Cracovii rzadko wychodził do gry. Miejmy nadzieję, że w kolejnych spotkaniach zaprezentuje się lepiej. Inny były zawodnik Cracovii – Michał Ścieszka przebywał na boisku zaledwie 10 minut, po których za wspomniany wcześniej faul obejrzał czerwoną kartkę.
Przed meczem Marcin Leśniak powiedział nam: gramy u siebie, więc gramy o zwycięstwo. Jak zagramy na 100% i zrobimy wszystko co w naszej mocy będziemy mogli z podniesioną głową zejść do szatni. Tak też się stało, choć na papierze Limanovia prezentuje się kadrowo bardziej okazale, na boisku tej różnicy aż tak wielkiej nie było.
Wkrótce więcej informacji na temat meczu: pomeczowe wywiady, a później także skrót meczu.