Przeczytaliśmy ostatnio komentarz na jednym z portali, mówiący o tym, że kibice Bocheńskiego KS cieszą się z niewiadomo czego, to znaczy nie wiadomo dlaczego cieszą ich wyniki piłkarzy z Bochni. Jak to – mówią krytycy – z czego tu się cieszyć?! Cóż to za powód do radości, kiedy ogrywa się wioski?
I nie ma co wdawać się w dyskusje – to prawda. Bocheński gra w mało liczącej się lidze. Konkuruje z mało znaczącymi drużynami. Któż bowiem, na drugim końcu naszego pięknego kraju powie , w której lidze gra LKS Nowa Jastrząbka, albo Grybovia Grybów – z całym szacunkiem dla tych klubów.
Ale pytam się: cóż z tego? Wszystko wskazuje, że BKS zostanie mistrzem… tej przaśnej ligi – można usłsyszeć. Ale cóż z tego? – pytamy. Zawodnik Sławomir Zubel strzela jak na zawołanie – ale co to za liga – ktoś zawoła. Powtórzymy: I co z tego? Skoro mistrzem będzie bezapelacyjnym, zespołem z najlepszym strzelcem, defensywą, grającą najdojrzalej, najbardziej zdeterminowaną. Właśnie zdeterminowaną. Głodną odniesienia sukcesu – nawet w tej piątej w krajowej hierarchii lidze. Z drużyną, która dwukrotnie została wystawiona na organizacyjne zdmuchnięcie, a która pokazała dojrzałość, zbieżność celów, a przede wszystkim to czego dawno w Bochni nie widzieliśmy – kolektyw. Właśnie dlatego można z szacunkiem podejść do zmian zachodzących w klubie – czy wystarczy energii i zapału, aby je kontynuować – tego nie wiemy… Powodów do zadowolenia jest wiele – wystarczy chcieć je dostrzec – i znaleźć w nich przyczynki do jeszcze lepszej przyszłości.
Napisaliśmy kilka miesięcy temu że „Śmiało można powiedzieć, że gorszej prasy ten klub jeszcze nie miał. Niektórzy mówią, że gorzej być nie może. Inni, że i owszem i my się właśnie z tą ostatnią opinią identyfikujemy. Najgorsze, to uciekać od problemu, nie próbować mu sprostać. W przypadku podmiotu związanego ze sportem – tym bardziej to znamienne.” (cały tekst można przeczytać TUTAJ)
I na koniec już niemal… Czy ktoś pamięta rzucane z gracją hasła, jeszcze kilka miesięcy temu, aby ten klub rozwiązać, pogonić grajków i zacząć od początku – tzn. Odkąd? Od B, A –klasy? I echo tych i podobnych do nich słów słyszymy nadal… Ktoś jednak kiedyś powiedział, że z myślami jest jak z pieniędzmi – gdy brak własnych sięgamy po cudze.
Nie ma się co oszukiwać. III liga, choć to duży przeskok – w porównaniu do ligi czwartej, to dopiero początek zmagań z profesjonalną piłką. Nie chodzi tylko o budżet, nie chodzi o zawodników. Ale o szczegóły, które złożą się na obraz dobrze prosperującego klubu.
Przykład – bez nazwisk, bez nazw: Rozmawialiśmy kilka miesięcy temu z jednym z byłych trenerów prowadzących klub X w lidze – nazwijmy to Y. Liga Y wymagała sporych nakładów finansowych oraz piłkarzy na dobrym poziomie. Naciskany przez nas pytaniami odparł, że klub X prezentował organizacyjnie poziom A – klasy. Mówimy – trenerze, ale czy nie za ostro? Może chociaż IV liga, okręgówka? On na to: A klasa i to i tak zbyt wiele. Po czym wyjaśnił nam dlaczego: Piłkarz klubu „X” o nazwisku „Z” musiał udać się do doktora z dzieckiem. Żeby jednak tam cokolwiek załatwić musiał przedstawić, że składki zdrowotne są opłacane – jednym słowem jest ubezpieczony. Przez kolejne tygodnie próbował bezskutecznie skontaktować się z osobą odpowiedzialną w klubie X, która mogłaby wziąć w swoje dłonie pieczęć, potem pognać do prezesa / księgowej i przygotować stosowny dokument. Również i w takiej materii rozgrywa się wizerunek klubu.
I jeszcze jeden cytat, który nam się kiedyś spodobał:
Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy powiedział belgijski literat Phil Bosmans.