II liga siatkarzy. Dlaczego przegrali?

580 0

Mówi się, że siatkówka, to gra, w której ogromną rolę odgrywa psychika. Po meczu MOSiR-u z Błękitnymi, podczas konferencji prasowej, szkoleniowiec gospodarzy – Robert Banaszak stwierdził, że jego zespół jest jeszcze niedoświadczony i na parkiecie radzi sobie dobrze tylko wtedy, gdy posiada sporą przewagę punktową. Wystarczy tylko – mówił, że przeciwnik zbliży się, a z jego podopiecznych uchodzi powietrze. Jednym słowem – siatkarze MOSiR-u nie radzą sobie z presją – nawet nie tą ze strony kibiców, ale przede wszystkim przeciwników.

Znamienny obraz, zaobserwowany przeze mnie w w trzecim secie. Goście, którzy od samego początku tej partii dostawali przysłowiowe baty potrzebowali jednego impulsu, jednego momentu, aby uwierzyć, aby ponownie uwierzyć, że gra jeszcze nie jest skończona. Po dwóch setach, które nazwijmy to po imieniu – przegrali gładko, zasłużenie, podnieśli nagle głowy i rzucili prawdziwe wyzwanie gospodarzom.

Uprę się, że mecz rozstrzygnął się właśnie wtedy. Nie w niezwykle zaciętym tie-breaku, ale w III secie, w okolicach ósmego punktu, który bochnianie osiągnęli jako pierwsi. W relacji live napisaliśmy, że zapowiadało się łatwe i przyjemne zwycięstwo. Najgorsze jest chyba jednak to, że podobnie błędnie ocenili rzeczywistość sami siatkarze, którzy zbyt wcześnie dopisali sobie ligowe punkty. Nic z tego. Postawa gości zbiła całkowicie z konceptu podopiecznych Banaszaka. Ich lekkie, pomysłowe akcje przestały siać spustoszenie, a trafiły na ścianę, za którą nagle, w ciągu jednej chwili zniknęło zwycięstwo. Na dodatek nie pojawiło się już więcej w zasięgu wzroku. Ares odszedł i Niki odeszły zwycięskie – pisał poeta.

Od tego momentu bochnianie walczyli już nie o to by wygrać (choć starali się nadal grać z rozmachem), ale by dotrzymać kroku gościom, którzy zagrali z pełnym podziwu poświęceniem, ogromną wolą zwycięstwa. Zapytany trener Błękitnych – Michał Batleja – o to, czy wierzył w zwycięstwo swoich podopiecznych na początku trzeciego seta – odparł, że tak. I mimo, że można byłoby przypisać tej wypowiedzi pierwiastki banału, jego słowa zabrzmiały tak naturalnie, że nawet nie wypadałoby im nie wierzyć.

Co się stało w tym w trzecim secie. Co spowodowało, że MOSiR zjechał z torów zwycięzcy? Wydaje się, siatkarze z Bochni byli (są) słabsi, mniej odporni psychicznie, mniej świadomi swoich umiejętności (a przecież nie małych) od rywala (i). Gdy gra układała się po myśli miejscowych widać było walkę, zaangażowanie, pomysłowość… Słusznie później Robert Banaszak stwierdził, że pierwsze dwa sety w wykonaniu jego zespołu to było piękno siatkówki. To prawda – propozycje zagrań Kmiecika i spółki robiły olbrzymie wrażenie. Gdy jednak rywal zbliżył się na punkt, gdy zaczął przejmować inicjatywę, momentalnie w szeregi gospodarzy wkradła się nerwowość, niedokładność, a czasami wręcz paraliż, blokada…

Co więc dalej? Jak zaradzić takim niemiłym rozczarowaniom w najbliższej przyszłości? Może ma ktoś jakiś pomysł?

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *