Dzisiaj BKS Bochnia rozpocznie przygotowania do rundy wiosennej. Po podsumowaniu rundy przez trenera bochnian, przedstawiamy krótkie podsumowanie pikarskiej jesieni kapitana BKS – Mariusza Łyducha.
Sportomaks: Mariusz jak mógłbyś podsumować swoją rundę w BKS? Dużo się działo nie tylko na boisku, ale w Twoim życiu prywatnym…
Mariusz Łyduch: Indywidualnie ciężko to jednoznacznie określić. To, co powiedziałeś — małżeństwo to fajne wydarzenie w życiu, na którym większość drużyny i zarządu była, jeżeli chodzi o moje wesele. Całe moje przygotowanie do rundy przez to było trochę rozbite, bo wiedziałem, że będą jakieś zawirowania, jeśli chodzi o treningi. Czyli, zmierzając do sedna — piłkarsko ze swojej dyspozycji nie jestem zadowolony. Jeżeli chodzi o cały klub, wydaje mi się, że ostatnim meczem [z Podhalaninem Biecz – przyp. MK] pojawiło się światełko w tunelu na przyszłość, bo całościowo ta runda była trochę zachwiana.
Jesteś jednym z najstarszych zawodników. Mieliście dołek na początku września, który się pogłębiał. Tak naprawdę dopiero w listopadzie, z niego wyszliście. Przez wrzesień i październik zdobywaliście poniżej jednego punktu na mecz. Wylądowaliście prawie w strefie spadkowej po porażce z Limanovią.
Zgadza się. W Moim odczuciu to był bardzo ważny mecz, który przegraliśmy. Myślałem osobiście, że po wygranym meczu z Dalinem wrócimy na właściwe tory, ale nie mogliśmy złapać rytmu. Złożyło się na to wiele czynników. Kluczowym, wydaje mi się, była kontuzja Krzyśka Mazura, później „Saszki” i lawinowo następne problemy. Patrząc personalnie, ubył nam Mirek, i wydawało się, że wszystko będzie okej, a wydarzyły się rzeczy, na które nikt z nas nie miał wpływu i nikt nie był w stanie tego przewidzieć.
Jak widzisz dalszą kolejną rundę? Po zwycięstwie na zakończenie rundy, tak jak mówiłeś, zaświeciło się światełko w tunelu.
Mocno wierzę, że wszyscy wrócą do zdrowia. Upatruję tutaj naszej nadziei.
