Od ostatniego meczu BKS w IV lidze minął miesiąc. Już niedługo piłkarze z Bochni rozpoczną przygotowania do rundy rewanżowej. Pora jednak na ocenę rundy jesiennej bochnian, którzy po jesieni zajmują 13 lokatę z dorobkiem 23 punktów. Zaczynamy od rozmowy ze szkoleniowcem BKS – Damianem Rębiszem.
Sportomaks.pl: Panie Trenerze, 23 punkty na koniec rundy jesiennej to dużo czy mało?
Damian Rębisz: Na pewno mało. Wydaje mi się, że stać nas było na więcej. Okoliczności nam nie sprzyjały – ten mental nie ciągnął nas do góry. Byliśmy w wielu meczach delikatnie zdołowani naszą postawą. Poprzedni sezon rozbudził apetyty, niestety wiele czynników, na które nie do końca mieliśmy wpływ, sprawiło, że było nam trudniej. Ani ja, ani zawodnicy nie ustrzegliśmy się błędów. Była to runda przeciętna, ale na pewno z dobrym zakończeniem, bo wygraliśmy [z Podhalaninem Biecz – przyp. MK]. Był to dla nas trudny okres i to zwycięstwo daje nam jakieś światełko w tunelu na lepszą przyszłość.
O przyszłości jeszcze porozmawiamy, ale może wróćmy na chwilę do przeszłości, bo to ona kształtowała oczekiwania wobec tej rundy. Poprzedni sezon był, można powiedzieć, wyśmienity, biorąc pod uwagę materiał, z którym pan pracował. Oczywiście, nikomu nic nie ujmując, ale jednak 3. miejsce w lidze to bardzo dobry wynik, jak na beniaminka. Czy tamten wynik nie był na wyrost w stosunku do możliwości?
Ciężko powiedzieć, czy był na wyrost, bo musielibyśmy to zweryfikować w podobnych okolicznościach. Wiadomo, jakie one były – część zawodników odeszła, część złapała dłuższą kontuzję, trzon zespołu się zmienił, a ciężar przeszedł na większą liczbę młodych zawodników. Dysponujemy bardzo młodą kadrą. Faktycznie oczekiwania były większe, ale podchodząc do tego racjonalnie i obiektywnie, nie da się tego jednoznacznie ocenić. Wydaje mi się, że ten wynik jest przeciętny – nie nazwałbym go złym. Na pewno apetyty były większe, a skończyło się, jak się skończyło. Dzięki temu zwycięstwu na koniec możemy być w jakimś stopniu zadowoleni.
W pierwszym miesiącu, czyli sierpniu, punktowaliście w granicach 1,5 punktu na mecz, potem przyszedł wrzesień – to było 0,7 punktu – a w październiku 0,6. Zanotowaliście gorszy okres, który spowodował, że zaczęliście się ocierać o strefę spadkową. To wyzwanie dla Pana, aby trzymać drużynę w ryzach, budować morale, ale też – czy nie pojawił się strach?
Strach może nie, bo mieliśmy w perspektywie to, że kadrę mamy w miarę mocną. Patrząc na cały sezon, jestem spokojny o wynik. Pewne okoliczności, można powiedzieć, osobiste, sprawiały, że czasem wypadali nam liderzy drużyny. W momencie, kiedy nie szło, ciężar wyniku spoczywał na młodszych zawodnikach, co było dla nich trudne. Młodzi zawodnicy potrzebują mentorów na boisku, którzy ich poprowadzą. Wydaje mi się, że te proporcje były zachwiane i to wpłynęło na wyniki. Na szczęście dobry początek sezonu oraz końcówka (6 punktów w trzech ostatnich meczach, jeśli się nie mylę) dają nam światełko w tunelu, że wiosna będzie spokojniejsza.
Czy najbardziej emocjonujący mecz to ten z Beskidem Andrychów?
Zdecydowanie tak. Wygrywaliśmy 2:0, a takich meczów, gdzie oddawaliśmy wynik w końcówce, było sporo. To nasz największy problem. Przeżyłem ten mecz mocno, ale zespół dobrze zareagował, bo wygraliśmy kolejne spotkanie z Myślenicami. To jednak nie zbudowało nas na stałe – przegraliśmy z Limanovią w końcówce i oddaliśmy mecz z Termalicą zbyt łatwo. Traciliśmy punkty w ostatnich minutach także z Jawiszowicami i Orłem Ryczów. Te uciekające punkty umieściłyby nas w górnej połowie tabeli. Wierzę jednak w rundę rewanżową.
Czego lub kogo potrzeba drużynie, aby lepiej punktowała, oprócz szczęścia?
Odpowiem krótko – doświadczenia. Potrzebne są delikatne zmiany w kadrze, ciężka praca zimą i spokój ze strony zarządu, żebyśmy mieli komfort pracy. Tak było poprzedniej zimy i mam nadzieję, że będzie podobnie.