Orzeł Dębno ma za sobą całkiem udaną rundę jesienną. O ostatnich miesiącach z życia tego klubu porozmawialiśmy z Mateuszem Borowcem, który od lata pełni funkcję grającego trenera.
– Latem przejął pan zespół Orła, który w poprzednim sezonie V ligi miał spore trudności i utrzymał się dzięki problemom GKS-u Drwinia. Czy, patrząc na siłę swojej drużyny i jej rywali, jest pan zadowolony z wyników osiągniętych w rundzie jesiennej?
M.B.: – Zgadza się. Przejąłem zespół LKS Orzeł Dębno, który otrzymał szanse utrzymania się w V Lidze. Patrząc na pierwszą rundę rozgrywek jestem usatysfakcjonowany zdobyczą punktową oraz lokatą. Oczywiście mogliśmy pokusić się o lepszy rezultat, natomiast szanujemy ten wynik.
– Zajmujecie 9. miejsce, a pod względem zdobytych i straconych bramek także plasujecie się w środku stawki, zdobyliście po 10 punktów u siebie i na wyjazdach. Czy to znaczy, że zasłużyliście właśnie na tę pozycję i odzwierciedla ona Wasz obecny potencjał?
– Z mojego punktu oceany zasłużyliśmy na coś więcej. W drużynie jest spory potencjał. Pokazaliśmy zalążek tego, co może owocować w przyszłości. Mamy zespół oparty na zawodnikach wywodzących się z naszego regionu. Mnóstwo zdolnej młodzieży, która mocno naciska na starszych kolegów z zespołu. Jeśli dalej będziemy dążyć tą ścieżką na wiosnę, będziemy zbierać owoce.
– Jakie będzie dla pana najbardziej pozytywne wspomnienie z tej rundy?
– Myślę, że największym pozytywnym to pierwsze mecz [4-1 ze Szreniawą Nowy Wiśnicz]. Osobiście bardzo chciałem występować w V Lidze, więc gdy dano mi szansę w Orle, z niecierpliwością czekałem na pierwsze spotkanie. Uwieńczeniem tego było zwycięstwo.
– Analogicznie, jest jakiś moment albo sytuacja, której pan szczególnie żałuje?
– Oczywiście, były takie momenty. Teraz na chłodno jeśli analizuje pewne sprawy, to rozkładam je na czynniki pierwsze, aby móc dokładnie przejrzeć sytuację. Natomiast jeśli miałbym wskazać jeden aspekt, to będzie to cierpliwość. Były sytuacje, gdy zabrakło nam chłodnej głowy, ale rozwijanie się, to proces, przez który przechodzi każdy z nas. Naszym głównym celem jest praca nad tym aspektem i wiemy, jak to udoskonalić.
– Wspomniał Pan o osobistym marzeniu, żeby zagrać w V lidze. Niewiele brakowało, żeby to udało się w Sokole Maszkienice, który wygrał poprzedni sezon bocheńsko-brzeskiej Klasy Okręgowej, ale zrezygnował z prawa gry na wyższym poziomie. Czy to był główny powód, przez który zdecydował się pan przejść do Orła, czy też decyzja zapadła już wcześniej i ta sytuacja nie miała większego znaczenia?
– Zgadza się, to było marzenie, aby móc prowadzić zespół z którym wywalczyło się awans do wyższej klasy rozgrywkowej, natomiast po oficjalnej decyzji o zakończeniu współpracy dostałem zapytanie z strony Orła. Postanowiłem spotkać się z zarządem, choć w tamtym momencie pierwotnie chciałem odpocząć i więcej czasu poświęcić rodzinie. Prezes klubu [Mikołaj Gurgul] trafił jednak w sedno i przekonał mnie do przyjęcia oferty. W tamtym momencie Orzeł był w Klasie Okręgowej, jednak otrzymał szansę ponownej gry w V lidze, więc jeden z celów przedstawionych przez zarząd został bardzo szybko spełniony.
– Co jest Waszym celem na drugą połowę sezonu?
– Głównym na pewno pozostanie w V Lidze. Jest także kilka pobocznych, ale one są tylko składowymi tego kluczowego. Chcemy, aby przyszła runda była jeszcze lepsza w naszym wykonaniu niż poprzednia.
– Na razie wiadomo, że po zaledwie półrocznej przygodzie odchodzi Adam Dunaj. To duża strata? Jesteście mocno rozczarowani takim obrotem spraw?
– Każde odejście z zespołu to strata. Staraliśmy się go zatrzymać, jednakże szanujemy jego decyzję. Jeśli mogę coś na koniec dodać, to bardzo dziękuje za rozmowę. Mamy Święta Bożego Narodzenia. Z tej okazji życzę, aby portal Sportomaks.pl przyniósł jeszcze większe owoce niż dotychczas. Robicie naprawdę kawał dobrej roboty! Życzę zdrowych, spokojnych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego Roku. Oby każdy z Nas, nie tylko społeczność piłkarska w Nowym Roku doświadczyła uśmiechu i radości.
Rozmawiał Mateusz Filipek
zdjecie: Mateusz Paluszek