Klasa okręgowa. Karol Kępa (Beskid Żegocina): Jesteśmy w stanie powalczyć z większością stawki

678 0

Beskid Żegocina w zakończonym niedawno sezonie 2023/24 wygrał rozgrywki bocheńskiej Klasy A, notując przy okazji fantastyczną przygodę w Pucharze Polski, gdzie dotarł do 1/8 finału na szczeblu Małopolskiego Związku Piłki Nożnej. O historii, ostatnich sukcesach, planach na kolejne lata i potrzebach zespołu opowiedział nam jeden z jego liderów, Karol Kępa.

– Rok temu obiecałeś udzielić wywiadu naszemu portalowi po awansie Beskidu. Na ile była to deklaracja z przymrużeniem oka, a na ile byłeś już wtedy spokojny o to, że Twoja drużyna dostanie się wkrótce na wyższy szczebel?

Karol Kępa: – Pozostaje się tylko cieszyć, że tę obietnicę mogę teraz spełnić. Myślę, że już w przedostatnim sezonie nie było tajemnicą, że najbardziej zainteresowani jesteśmy mistrzostwem. W edycji 2022/2023 o awansie Orła Cikowice zadecydował jedynie lepszy bilans bezpośrednich spotkań. A odpowiadając na pytanie, to rok później patrząc na praktycznie tę samą kadrę, która zaczęła szybko nabierać doświadczenia i została jeszcze wzmocniona kilkoma juniorami, spora rzesza obserwatorów upatrywała w nas raczej faworyta lub jednego z faworytów do awansu, szczególnie po pierwszych kilku dobrych występach na początku minionego sezonu w Pucharze Polski z drużynami z wyższych lig. Z drugiej strony chyba niczego w piłce, niezależnie od poziomu rozgrywkowego, nie można być pewnym, więc z mojej strony jak najbardziej była to odważna deklaracja z lekkim przymrużeniem oka. Całkiem nieźle się zestarzała.

– Jesteś związany z Beskidem od wielu lat, więc miałeś okazję obserwować od wewnątrz, jak klub się rozwija. Drużyna seniorów była już od dłuższego czasu postrzegana jako taka, która dysponuje dużym potencjałem i może być czarnym koniem rozgrywek, ale biorąc pod uwagę ostatnich kilka edycji aż do wspomnianego sezonu 2022/23 nie udało się rozegrać w pełni dobrych dwóch rund z rzędu. Co się zmieniło, że zaczęliście prezentować wyższy i przede wszystkim równy poziom?

– W Beskidzie przygodę rozpocząłem od kategorii trampkarza, więc już od kilkunastu lat jestem świadkiem rozwoju drużyny i całego projektu. Zgodzę się, że zarówno przed jak i po przebudowie składu jedną z większych bolączek była nasza systematyczność i powtarzalność, bo potencjału raczej nie brakowało nigdy – czy to wcześniej, kiedy barwy reprezentowali m.in. Jan Surma, Rafał Skowronek oraz bracia Marcin i Paweł Janiczek, kiedy niejednokrotnie liderowaliśmy lub byliśmy w ścisłej czołówce po rundzie jesiennej – czy aktualnie, gdy od 3 sezonów jesteśmy najbardziej bramkostrzelną drużyną w lidze i, w mojej opinii, grającą całkiem przyjemną dla oka piłkę.
Myślę, że po objęciu trenerskich sterów przez Marka Tomkiewicza tylko kwestią czasu było odniesienie sukcesu. Pamiętam, że średnia wieku „nowego” Beskidu oscylowała w granicach 21 lat, więc powiedziałbym, że to właśnie stopniowe ogrywanie się drużyny i zbieranie przez nią doświadczenia z czasem wpłynęło na wyrównanie naszej gry w sezonie.

– Ten zakończony niedawno sezon był dla was wręcz idealny, biorąc pod uwagę perspektywy, jakie mają przed sobą drużyny z Klasy A. Osiągnęliście spektakularny sukces w Pucharze Polski. Z jakim nastawieniem podchodziliście do kolejnych spotkań w tych rozgrywkach i jakim sposobem udało się Wam ograć kilku wyżej notowanych rywali?

– Tak, jak wspomniałem wcześniej, uważam, że odniesienie sukcesu było tylko kwestią czasu i zależało głównie od tempa nabrania doświadczenia przez młodą drużynę. Z drugiej jednak strony na pewno mało kto spodziewał się aż takiego „odpalenia” zespołu i osiągnięcia tak wysokiego szczebla w zeszłorocznej edycji Pucharu Polski. Osobiście, z prywatnych względów, miałem możliwość grania wyłącznie w początkowych spotkaniach oraz ostatnim meczu, gdzie Poprad Muszyna dał nam lekcję futbolu i zakończył naszą historyczną przygodę z PP. Zakładam jednak, że do każdego meczu drużyna podchodziła tak samo zmotywowana i z przekonaniem, szczególnie z każdym kolejnym spotkaniem, że nie ma w tych rozgrywkach nic do stracenia, a jest to jedynie okazja żeby pokazać, że w pojedynkach z IV i V-ligowcami zespół z niższego szczebla może pokazać się z całkiem innej strony. Nie bez echa nasze starania odbiły się w całym regionie, zarówno w lokalnych redakcjach sportowych, jak i w prasie – chyba pierwszy raz w historii klubu byliśmy bohaterami artykułu „Gazety Krakowskiej”. Co do sposobu ogrywania wyżej notowanych rywali, to na pewno dwunastym zawodnikiem byli nasi niezawodni kibice. Jak ciężko gra się nam przy Cmentarnej na niewielkim boisku i murawie wątpliwej jakości, świadczą chociażby statystyki ligowe oraz bilans zwycięstw, remisów i porażek – mecze domowe to 7-2-3, przy wyjazdowym „czyściutkim” 12-0-0, więc nie może być to kwestią przypadku. I tutaj właśnie w meczach u siebie z pomocą przychodzi atmosfera stadionowa tworzona przez sympatyków Beskidu, która pozwala nam niejednokrotnie wyrwać punkty w dosłownie ostatniej akcji spotkania, jak np. w meczu ze Zrywem. Tutaj pozwolę sobie na mały „detour” od pytania, bo uważam, że trzeba przedstawić tu szersze tło i podkreślić w jakim stopniu rozwinął się przez ostatnie lata cały projekt. Kiedy zaczynałem przygodę w Beskidzie mieliśmy 2 seniorskie oraz 2 młodzieżowe drużyny, a na mecze ligowe przychodziło kilkudziesięciu najwierniejszych sympatyków. Z czasem stowarzyszenie, jak na jego poziom rozgrywkowy, rozrosło się do naprawdę pokaźnych rozmiarów. Dzisiaj klub razem z jego wszystkimi sekcjami młodzieżowymi liczy ponad 150 zawodników, a dzięki finansowaniu płynącemu od gminy Żegocina oraz szeregu sponsorów – okolicznych przedsiębiorców – oraz realizacji szeregu projektów obywatelskich, jesteśmy w stanie uczestniczyć w rozgrywkach ligowych i turniejach w każdej kategorii wiekowej, organizować młodzieżowe wakacyjne obozy rekreacyjno-sportowe. Panującą tu atmosfera pozwala realizować naprawdę pokaźne rzeczy – od tych o charakterze imprez sportowych, jak np. 25-lecie powstania klubu z meczem towarzyskim z juniorami Wisły Kraków, przez inwestycję w infrastrukturę, jak mobilna zadaszona trybuna, której nie powstydziłby się zespół grający kilka poziomów wyżej. Efektem trzymania przez tyle lat dobrego kursu w zakresie kierunku rozwoju klubu jest aktualnie liczenie kibiców na stadionie już nie w dziesiątkach ale setkach. Cieszy przede wszystkim fakt, że trybuny tworzą ludzie w każdym wieku od młodzieży, przez rodziny z dziećmi, po naszych sympatyków-seniorów i chyba domowy mecz Beskidu stał się dla chociaż części lokalnej społeczności istotnym punktem w ich weekendowym grafiku. Bardzo fajnym akcentem dla nas – zawodników – jest zauważalne zdziwienie przyjezdnych drużyn, szczególnie tych wyżej notowanych, gdy widzą imponującą frekwencję na trybunach, a na boisko są wyprowadzani w asyście naszych piłkarzy z najmłodszych sekcji klubowych. Wierzę, że w takich projektach właśnie o to chodzi – aktywizacja młodzieży i oderwanie ich od komputerów oraz zaangażowanie lokalnej społeczności pozwala tworzyć naprawdę wielkie rzeczy. Z pełnym przekonaniem i radością, jako mieszkaniec gminy Żegocina, mogę powiedzieć, że łączy nas piłka.

– Wspomniałeś już o tym, jak wyglądał ten sezon w lidze. Tutaj rolę się odwracały, bo to Wy niemal w każdym meczu traktowani byliście jako wyraźny faworyt, tymczasem dopóki łączyliście grę na dwóch frontach, to zdarzały się Wam wpadki, długo musieliście walczyć o pozycję lidera. Zwróciłeś uwagę na kwestię związaną z boiskiem. Czy to jedyny powód kilku gorszych występów? Jak radziliście sobie z presją i zmęczeniem częstą grą o stawkę?

– W minionym sezonie ligowym punkty straciliśmy jedynie w 5 z 24 spotkań, co wydaje mi się bardzo przyzwoitym wynikiem. Dwa z nich faktycznie pod względem kalendarzowym bezpośrednio były związane z walką na dwóch kierunkach, ponadto w szczytowym momencie mieliśmy do rozegrania 5 meczów w 2 tygodnie. Trzeba jednak zauważyć, że nasza pierwsza porażka sezonu 17 września 2023 r. z Czarnymi przerywała serię ponad 11 miesięcy bez porażki, każda passa niezależnie od poziomu rozgrywkowego i dyscypliny musi kiedyś się skończyć. Jeśli chodzi o intensywność sezonu oraz presję towarzyszącą spotkaniom, to faktycznie były one chyba na najwyższym poziomie od lat – do meczów Pucharu Polski podchodziliśmy z pozycji „underdoga”, co wymagało 110% zaangażowania od każdego zawodnika, a następnie podejmowaliśmy rękawice w meczach ligowych, gdzie można było odczuć, że faktycznie role się zamieniają i to nasi rywale starają się ponad miarę sprawić niespodziankę urywając punkty liderowi. Kwestia stanu naszego boiska nie jest oczywiście jedyną i wyłączną przyczyną potknięć, bo jak wszyscy walczyliśmy też czasami z brakami kadrowymi czy po prostu słabszą dyspozycją dnia, ale faktem jest jednak, że gubiliśmy punkty wyłącznie u siebie i sądzę, że murawa dołożyła do tego wyniku jakąś cegiełkę – wspomniany wyżej bilans spotkań najlepiej pokazuje to zjawisko, a jak to mówią – matematyka nie kłamie.

– Teraz drużyna pierwszy raz zagra w Klasie okręgowej. Czujecie się gotowi na nowe wyzwanie i spokojni o to, że odnajdziecie się na wyższym poziomie? Jak dużej różnicy w umiejętnościach rywali się spodziewacie?

– Myślę, że każdy z drużyny lubi wyzwania, co pokazał chociażby ubiegłoroczny Puchar Polski, więc myśl o nadchodzących meczach łączy się raczej z ekscytacją, a nie strachem przed nieznanym. Patrząc na zespoły grające w tej lidze, to tak naprawdę te, które korzenie mają w PPN Bochnia są nam już lepiej lub gorzej znane, bo jeszcze stosunkowo do niedawna rywalizowaliśmy z większością z nich w naszej „Serie A”, natomiast na pewno jakąś niewiadomą będą pozostali w stawce. Jeśli chodzi o różnice w klasie rywali, to spodziewam się po nich bardziej ułożonej i wyważonej gry, co osobiście nawet bardziej mi odpowiada. Myślę, że jesteśmy w stanie realnie powalczyć z większością stawki, natomiast kluczu do końcowego sukcesu upatrywałbym głównie w naszej skuteczności. W poprzedniej edycji w 24 meczach zdobyliśmy 85 bramek, co było najlepszym wynikiem w lidze, natomiast w mojej opinii mogliśmy ich zdobyć nawet o połowę więcej przy naszej lepszej dyspozycji. Musimy być świadomi tego, że w przyszłym sezonie możemy nie mieć już 8 „setek” w meczu i trzeba będzie zamienić na bramki to, co uda się wykreować. Poza tym, jeśli do każdego rywala podejdziemy z pokorą i odpowiednią motywacją, myślę, że będziemy w stanie sprawić niejedną niespodziankę.

– Wychodzi na to, że teraz celem nr dla klubu powinna być poprawa stanu murawy. Są na to perspektywy?

– Przede wszystkim głównym celem dla klubu powinno być rozsądne podtrzymanie oraz dalszy rozwój całego stowarzyszenia, od sekcji młodzieżowych aż po drużynę seniorską, przy jak największym zaangażowaniu lokalnej społeczności w cały ten projekt. Nie ukrywam jednak, że jednym z czynników warunkujących jego realizację będzie na pewno poprawa stanu murawy, a w dłuższej i szerszej perspektywie być może nawet przebudowa obecnego/budowa nowego stadionu piłkarskiego lub kompleksu sportowego dla przyszłych pokoleń mieszkańców gminy Żegocina. Większość z pewnością zdaje sobie sprawę, że tego typu „przeciętna” inwestycja wiąże się, przy aktualnych uwarunkowaniach, z potrzebą wygospodarowania nawet 7-cyfrowej kwoty. I tutaj już tłumaczę nieprzypadkowe użycie cudzysłowu w poprzednim zdaniu, bo jak sama nazwa naszego klubu podpowiada, południe Bocheńszczyzny to już kraina geograficzna Beskidu Wyspowego. I tak, jak każdy medal ma dwie strony, tak tu za towarzyszące nam w codziennym życiu pocztówkowe krajobrazy, przy realizacji najróżniejszych inwestycji często jesteśmy zmuszeni do wzięcia pod uwagę w kalkulację kosztów ogromnych nakładów finansowych potrzebnych na przeprowadzenie wszelkiego rodzaju prac inżynieryjnych oraz ziemnych. Mając to na uwadze, takie przedsięwzięcie nie byłoby jedynie „przeciętnym”, bo budowa nowego, wymiarowego stadionu piłkarskiego o murawie przyzwoitej jakości na terenie gminy Żegocina może wiązać się z nawet kilkukrotnie większym kosztem ze względu na konieczność wygospodarowania płaskiej przestrzeni o sporej powierzchni, niż gdyby było to realizowane na przykład w północnych częściach powiatu bocheńskiego, patrząc chociażby na Bocheńską Strefę Aktywności Gospodarczej przy autostradzie A4. Z pewnością jednak byłby to swojego rodzaju kamień milowy – ogromne przedsięwzięcie, którego podjęcie bez wątpienia musiałoby być poprzedzone rozsądnymi kalkulacjami oraz długimi rozmowami, nie tylko z lokalnymi przedsiębiorcami, inwestorami i sponsorami ale przede wszystkim z organami samorządu terytorialnego wyższych instancji i pewnie realizowane na zasadach montażu finansowego publicznych instytucji. Na szczęście nie jestem wójtem i absolutnie nie zazdroszczę tego zmartwienia Wójtowi Gminy Żegocina panu Wojciechowi Wronie, a z całych sił kibicuję i życzę powodzenia, „nota bene” człowiekowi, którego z klubem łączy całkiem spory wspólny mianownik, bo jeszcze ponad dekadę temu był trenerem naszych drużyn.

– Opuszczacie bocheńską Klasę A. Wśród niedawnych rywali dostrzegasz kogoś, kto mógłby w najbliższym czasie podążyć Waszą drogą i poczynić znaczący postęp?

– Jeśli chodzi o kwestię awansu w przyszłym sezonie, to jeszcze kilka tygodni temu raczej wśród faworytów stawiałbym drużynę Trzciany 2000, bo widać w końcowej tabeli, że oni także zdystansowali resztę stawki, jednak z racji tego, że dobrze poradziła sobie w barażach i też zagra w „okręgówce”, to największe szanse dawałbym spadkowiczowi z Rzezawy. Jeśli tylko GOSiR utrzyma podobną jakość kadry, to w nim upatrywałbym właśnie kandydata do awansu. Nie można zapomnieć również o Tarnawie, która dosyć długo liczyła się w walce o ścisłą czołówkę, czy też o drużynie Czarnych, która zaczęła mocno punktować, szczególnie w drugiej połowie rozgrywek. Jeśli utrzyma taką formę w przyszłym sezonie, to może być też jego „czarnym koniem”. Podsumowując, moim typem jest Novi/Rzezawianka, chociaż jak wiadomo łatwiej spaść, niż awansować, więc kolejny sezon bocheńskiej Klasy A może być naprawdę ciekawy.

Rozmawiał Mateusz Filipek

zdjęcie: Beskid Żegocina

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *