Wczorajszy wieczór zapisał się w historii bocheńskiego sportu. BSF ABJ Powiat Bochnia pokonał w transmitowanym przez TVP Sport meczu 22. kolejki Piasta Gliwice 4-3, choć na początku drugiej połowy przegrywał już 0-3. Ekipa Antuna Bacicia pokazała niezłomny charakter i wysoką sportową jakość, dzięki czemu w efektownym stylu odwróciła losy rywalizacji i przedłużyła passę zwycięstw.
BSF ABJ Powiat Bochnia 4-3 Piast Gliwice
Wojciech Przybył 23′, Kamil Surmiak 31′, 39′, Sebastian Leszczak 36′ – Rick 10′, Miguel Pegacha 14′, Edgar Varela 22′
BSF: Kevin Kollar, Oskar Piwowarczyk – Sebastian Leszczak, Pedro Pereira, Arkadiusz Budzyn, Łukasz Biel, Adam Wędzony, Wojciech Przybył, Kamil Surmiak, Minor Cabalceta, Mateusz Prokop, Ivan Petrović, Wojciech Doroszkiewicz. Trener: Antun Bacić.
Wczorajszy mecz na żywo oglądało około 700 osób, bo tyle pomieścić mogą trybuny Hali Widowiskowo-Sportowej, a chętnych na zakup biletów było znacznie więcej. Ci, którzy się spóźnili z nabyciem wejściówek, albo nie dali rady przyjechać do Bochni, mogli obejrzeć rywalizację przed ekranem. Dla pozostałych fanów przypomnijmy pokrótce, jaki był przebieg zdarzeń.
Pierwsza połowa została zdominowana przez Piasta. Goście grali szybciej, atakowali groźniej, byli agresywni w obronie. Strzelili 2 gole, ale mogli więcej, gdyby nie dobra postawa Kevina Kollara. Po przerwie niewiele się zmieniło, bo po odbiorze świetną okazję z łatwością wykorzystał Edgar Varela i wydawało się, że losy meczu wkrótce będą przesądzone. Bochnianie po raz kolejny pokazali jednak, że nie dają się złamać. Sygnał do odrabiania strat dał Wojciech Przybył, po którego strzale piłka odbiła się od rywala i zaskoczyła Kiriło Tsypuna. Gola kontaktowego zdobył Kamil Surmiak po strzale z ostrego kąta. Do wyrównania pięknym strzałem z dystansu po rozegraniu rożnego doprowadził Sebastian Leszczak, a decydujące trafienie zanotował Surmiak, który wykorzystał błąd rywali podczas gry w przewadze i uderzył celnie na pustą bramkę. Graczem meczu wybrany został Kollar, jednak sukces miał wielu ojców, jak to bywa w takich przypadkach.
Czy w tym meczu drużynie Antuna Bacicia sprzyjało szczęście? Moim zdaniem jak najbardziej tak, ale najpierw temu szczęściu trzeba było bardzo aktywnie pomóc. Nie ma bramek po rykoszetach bez strzałów i zepchnięcia do obrony rywala, nie da się też wykorzystać jego błędów bez zaangażowania oraz szybkich, przytomnych reakcji. BSF został nagrodzony przez los, bo w żadnym momencie nie przestał wierzyć, że zdoła ten mecz rozstrzygnąć na swoją korzyść i dążył do tego z całych sił. Imponujące, że tak szybko podnieśli się po naprawdę nieudanej pierwszej połowie, kiedy zderzyli się ze ścianą, a ich nieśmiałe ataki były dość łatwo odpierane przez przeciwników.
Odpada argument, że Piast zlekceważył BSF, bo przecież szczytem głupoty ze strony Orlando Duarte i jego podopiecznych byłoby podejście ze zbyt dużą pewnością siebie do wyjazdowej rywalizacji z zespołem, który może pochwalić się serią zwycięstw i ma za sobą wsparcie licznej widowni, a o to nikogo z gliwickiej ekipy nie posądzam. Bochnianie drugi raz w tym sezonie mieli wpływ na zmianę układu sił na samym szczycie. Najpierw pozbawili fotelu lidera Constract, teraz nie dali odzyskać tej pozycji Piastowi. Jednak gracze BSF-u nie tylko zabrali, ale przede wszystkim dali samym sobie powrót na 4. miejsce, co ma ogromne znaczenie. W tej rundzie mają już odhaczone zwycięstwo z Dremanem, Piastem oraz remis z Constractem. W tej rundzie zdobyli 19 na 21 możliwych do zgarnięcia punktów. Statystyki są tym bardziej imponujące, że od początku rundy nie mieli łatwego terminarza. Mierzyli się już zarówno z czołowymi drużynami, jak i kilkoma ekipami walczącymi obecnie o udział w fazie play-off. Teoretycznie łatwy był tylko domowy mecz z Ruchem.
Teraz zespół czeka kolejne wyzwanie, bo uda się na wyjazdowy mecz do Leszna. Będzie to bezpośrednie starcie z ligowym sąsiadem, który również ostrzy sobie zęby na 4. miejsce. Miejsce w fazie play-off bochnianie mają już praktycznie zapewnione, jednak na pewno ważne, by na koniec sezonu zasadniczego znaleźli się na 4. lub 5. miejscu. Szansa jest spora, a terminarz będzie sprzyjał, bo na rozkładzie znajdą się niżej notowani przeciwnicy. Zdecydowanie ważniejsze jest jednak to, że w obecnej formie bochnianie nie muszą obawiać się nikogo, bo pokazali kolejny raz, że są wystarczająco dobrzy. Obecnie wpisują się w pełni w definicję „czarnego konia”, bo mimo niekwestionowanego kadrowego potencjału chyba nikt nie zakładał, że ten zespół tak szybko będzie prezentował się tak dobrze. Trener Bacić i zawodnicy wykonali ogromną pracę, śmietankę spijać mogą też wszyscy, którzy przyczynili się do budowy drużyny w obecnej formie. Wydaje się, że wszystkie klocki w tej układance pasują teraz do siebie idealnie. Oby ta historia trwała nadal, bo to wielka sprawa dla bocheńskiego sportu.
Autor: Mateusz Filipek