Fogo Futsal Ekstraklasa. Antun Bacić (BSF ABJ Powiat Bochnia): Zawsze staram się patrzyć optymistycznie na sytuację

431 0

Antun Bacić od lata kończącego się już roku prowadzi BSF ABJ Powiat Bochnia. Powszechnie wiadomo, że pochodzi z Chorwacji i że pod jego wodzą drużyna osiągnęła dobre rezultaty w pierwszej rundzie, a do tego właśnie został wybrany trenerem grudnia w Futsal Ekstraklasie. Zapewne nie każdy wie, jak w ogóle trafił do Bochni oraz jakimi ścieżkami wiodła wcześniej jego przygoda z futsalem, oraz jak postrzega podobieństw i różnice pomiędzy środowiskiem futsalowym w obu państwach. Odpowiedzi na te pytania udzielił nam w poniższej rozmowie.

– Jak ocenia Pan występy drużyny w ostatniej rundzie. Czy są one satysfakcjonujące?

– Jestem naprawdę zadowolony. Kiedy patrzę całościowo na to, z czym musieliśmy się mierzyć, wąską kadrę, którą dysponowaliśmy od początku sezonu, niezbyt udany początek rozgrywek, to finalnie wyszło naprawdę dobrze. Z czasem spisywaliśmy się coraz lepiej, zakończyliśmy rundę passą zwycięstw. Zajmujemy 8. miejsce, zmniejszyliśmy stratę do wyprzedzającej nas Legii i kilku kolejnych drużyn. Wierzę, że zły czas jest już za nami i teraz będzie tylko lepiej.

– Jak Pan wspomniał, wygraliście na koniec rundy cztery spotkania z rzędu. Czy jest jakiś szczególny czynnik, który wpłynął na to, że ostatnie wyniki gra zespołu były tak dobre?

– Kluczowy był domowy mecz z Legią, ponieważ to był mocny rywal, ale jednocześnie w naszym zasięgu. Musieliśmy dać z siebie wszystko i wygrać, co udało się dokonać. Akurat na koniec rundy wypadło nam kilka domowych spotkań z niżej notowanymi przeciwnikami i zdołaliśmy wykorzystać ten atut. Skończyliśmy rundę mniej więcej w miejscu, w którym zakładaliśmy, że będziemy na tym etapie sezonu. Nie da się ukryć, że nie potrafiliśmy sobie poradzić z najmocniejszymi drużynami: Constractem, Piastem, Lesznem, Rekordem. Są jednak w stawce także przeciwnicy, od których jesteśmy kadrowo wyraźnie silniejsi i z nimi z kolei regularnie wygrywaliśmy. Z przeciwnikami na podobnym poziomie radziliśmy sobie ze zmiennym szczęściem. Niektóre mecze wygraliśmy, z Widzewem zremisowaliśmy 3-3, zdarzyły się też porażki. Potrzebowaliśmy czasu, żeby poprawić naszą grę w defensywie, wyeliminować proste błędy, poprawić atmosferę, sprawić, żeby zawodnicy brali odpowiedzialność za swoje błędy. Kiedy to się udało, to przyszła też poprawa wyników. To duże osiągnięcie, zważywszy na naprawdę trudny start.

– Teraz cofnijmy się do początków tej historii. Jak w ogóle rozpoczęła się Pana przygoda z futsalem?

– Moja kariera trenera, a wcześniej zawodnika wzięła się z przypadku. W młodości lubiłem grać w futsal. Nigdy nie uprawiałem piłki nożnej w klubie, zawsze wolałem grę na małych boiskach. W 2007 r., kiedy miałem niecałe 17 lat, założyliśmy ze znajomymi amatorski klub w Dubrowniku, skąd pochodzę. W mieście było organizowanych sporo turniejów w okresie letnim, ale chcieliśmy pograć o stawkę też zimą. Nazwaliśmy klub Ombla, od nazwy małej rzeki, która płynie przez tamte okolice. Zespół aktualnie wciąż działa i występuje w chorwackiej II lidze. Jak każdy zawodnik chciałem się rozwijać, grać coraz lepiej i osiągać sukcesy. W pewnym momencie nasz trener, wcześniej jeden z naszych zawodników, zdecydował się zakończyć swoją przygodę z naszym klubem i postanowiliśmy, że jego następcą też zostanie ktoś z naszego środowiska. Padło na mnie, być może ze względu na charakter i cechy przywódcze. Po dwóch sezonach otrzymałem zaproszenie, żeby dołączyć w roli zawodnika do Square Dubrownik z I ligi. To jeden z największych chorwackich klubu, dlatego przenosiny były dla mnie dużym krokiem, bo zostałem półprofesjonalnym graczem. Mówiąc szczerze, nie byłem świetnym zawodnikiem jak na wysokie wymagania I ligi. Uważam, że zawsze dobrze rozumiałem tę grę i podejmowałem właściwe decyzje, ale moje umiejętności były ograniczone. W Square poznałem za to świetnego trenera, obecnie selekcjonera Chrowacji, Marinko Mavrovicia. Nauczył mnie bardzo wiele o futsalu, a po kilku miesiącach powiedział, że widzi we mnie potencjał na dobrego trenera. Z czasem zacząłem prowadzić ekipy młodzieżowe klubu. W końcu po odejściu Mavrovicia otrzymałem propozycję pracy z seniorami Square. Początki były trudne, bo musiałem zarządzać drużyną, w której byli zawodnicy starsi i bardziej doświadczeni niż ja. Odmłodziliśmy kadrę, wprowadziliśmy zmiany i wyszło nieźle. Zajęliśmy 6. miejsce, dostaliśmy się do fazy play-off, gdzie odpadliśmy w ćwierćfinałach (w lidze chorwackiej, podobnie jak w Futsal Ekstraklasie, rozgrywa się sezon zasadniczy i play-offy – przyp.red.). Później ambicje klubu wzrosły, doszło kilku zawodowych graczy. Było trudno, ale zajęliśmy 3. pozycję. Z czasem rozwijałem się, nabierałem doświadczenia. Po trzech latach zdecydowałem się zmienić otoczenie i dołączyć do ekipy MNK Split. To najbardziej utytułowany chorwacki klub, jednak w ostatnich latach mocno podupadł i spadło do II ligi. Moim celem było poprowadzić go do awansu. Mieliśmy problemy organizacyjno-finansowe, przegraliśmy ostatecznie rywalizację o miejsce w elicie. Rozwiązałem po roku kontrakt i wróciłem do Square. Ostatnie dwa lata były dobre, graliśmy dwa razy w półfinałach. Miałem kontrakt jeszcze na rok, ale wizje moja i zarządu zaczęły się w pewnym momencie rozjeżdżać. Otrzymałem propozycję z innego chorwackiego zespołu oraz z BSF-u. To była dla mnie trudna decyzja. Po wielu latach pracy w rodzinnym mieście postanowiłem ostatecznie zmienić otoczenie i przyjąłem ofertę z Bochni.

– Liga chorwacka jest obecnie 5. w rankingu UEFA, może wystawić dwóch przedstawicieli w elitarnej Lidze Mistrzów. Opuścił Pan też mocny sportowo klub z ambicjami. Czym mogący pochwalić się jednym sezonem w Ekstraklasie BSF przekonał Pana, że to właśnie z nim warto się związać, zwłaszcza że wciąż pozostaje Pan asystentem selekcjonera chorwackiej kadry U-19?

– Długo myślałem o swojej przyszłości. Kiedy postanowiłem, że chcę zakończyć przygodę ze Square, to musiałem przemyśleć, jakie mam opcje. W Chrowacji jest kilka dobrych klubów, również na drugim poziomie, jednak uznałem, że to może być dobry moment na zmianę otoczenia, choćby na rok lub dwa lata, może dłużej. Wcześniej miałem zapytania z innych lig, ale wówczas ich nie przyjąłem. Moja pozycja na rynku trenerów w ostatnie lato była niepewna, bo poprzedni sezon w Square był naprawdę trudny, pomimo niezłych wyników. Mieliśmy mocny zespół, ale trudno było go prowadzić, atmosfera nie była najlepsza, nie udało się też awansować do finałów, co było naszym marzeniem. Byłem rozczarowany, zwłaszcza że w rodzinnym mieście czujesz jeszcze większą odpowiedzialność. Chciałem rozpocząć nowy etap, wprowadzić swoje pomysły i pokazać pełnię potencjału. W Chorwacji czasem to trudne. Nie chcę narzekać na rodzimą ligę, ale mentalność jest taka, że wiele osób próbuje wpłynąć na decyzje trenera, sądząc, że sami wiedzą lepiej jakie zmiany wprowadzić. Myślę, że kultura sportu w Chrowacji nie zawsze jest na wysokim poziomie, pomimo wielkiego potencjału zawodników. Polska liga przyciągnęła mnie profesjonalnym marketingiem. Można obejrzeć skróty, są wywiady, wybory zespołu kolejki, najładniejszych goli i parad bramkarskich, kibice mogą znaleźć istotne informacje w Internecie. Rozgrywki są fajnie opakowane, co wpływa pozytywnie na prestiż ligi. To przekonało mnie do tego, że futsal w Polsce ma potencjał i warto sprawdzić się w tych rozgrywkach. Rozmawiałem z kolegami trenerami o naszych planach na przyszłość i stwierdziłem, że chyba wolałbym spróbować swoich sił w Polsce niż na przykład we Włoszech, gdzie jest również wysoki poziom sportowy i podobna kultura jak w Chorwacji, ale i podobne problemy. Przyznam, że kiedy pojawiła się oferta z BSF-u, to nie wiedziałem nic o tym klubie, o jego historii. Po rozmowie z prezesem odniosłem pozytywne wrażenia. Jego wizja zainteresowała mnie. Cele, które przedstawił, były w mojej opinii rozsądne i możliwe do zrealizowania, patrząc na warunki sportowe i organizacyjne klubu. To nie zawsze jest standardem w Chorwacji, gdzie niektórzy nie potrafią mierzyć sił na zamiary.

– Powiedział Pan już trochę o różnicach pomiędzy ligą chorwacką i polską. Jak wypada zestawienie poziomu sportowego? To liga chorwacka jest wyżej w rankingu UEFA, jednak w elitarnej Lidze Mistrzów Constract Lubawa pokonał w tym sezonie Dinamo Zagrzeb i Olmissum, a rok temu Piast ograł Novo Vrijeme Makarska. Czy polscy fani mogą przyzwyczajać się już do podobnych sukcesów, czy wciąż należy traktować takie wyniki jako niespodzianki?

– W lidze polskiej występują duże różnice pomiędzy najlepszymi i najsłabszymi zespołami. W Chorwacji jest za to tylko 10 ekip w I lidze, a sezon zasadniczy to zaledwie 2 rundy po 9 spotkań. Moim zdaniem to trochę mało, ale rywalizacja jest zacięta, a każdy mecz ma duże znaczenie. Jest większa koncentracja najlepszych zawodników. Więcej drużyn może wygrać mistrzostwo, z kolei jeden słaby sezon może kogoś wyrzucić z elity. Tutaj jest duże rozwarstwienie, choć w starciu najlepszej chorwackiej ekipy w rywalizacji ze średniakiem II ligi wynik również byłby zazwyczaj bardzo jednostronny. W ostatnich dwóch latach to polskie drużyny były lepsze, to po prostu fakt. Uważam że 3 najlepsze polskie drużyny są na poziomie najmocniejszych chorwackich zespołów. Constract pokazał szczególny charakter wygrywając z Dinamem w obecności jego fanów. Do polskiej ligi trafia teraz wielu zagranicznych zawodników, z których wielu podnosi jakość. W Chorwacji dla kontrastu wciąż podstawę stanowią rodzimi gracze. Podobnie jest ze szkoleniowcami. Nie uważam się za lepszego od polskich trenerów, jednak mogę tu zaoferować doświadczenia z rodzimych rozgrywek i chorwackie spojrzenie na futsal. Podobnie jest w przypadku szkoleniowców np. z Portugalii czy Hiszpanii, którzy wnoszą do tych rozgrywek nową jakość. To pomaga w rozwoju dyscypliny. Do tego reprezentacja Polski nieźle spisała się również w eliminacjach do Mistrzostw Świata w trudnej grupie, podczas gdy nasza kadra szybko straciła szansę na bezpośredni awans (Ostatecznie obie drużyny zagrają w barażach – przyp. red.). Ważna jest kultura sportu i mentalność. Nie chcę narzekać na swój kraj, ale dostrzegam w rodzimym środowisku potrzebę zmian. Chciałbym, żeby nasze podejście stało się lepsze. Mamy tradycję, sportową jakość, ale wciąż tratujemy ten sport półprofesjonalnie. Brakuje poważnego marketingu, skoordynowanego szkolenia, jakościowych materiałów dla kibiców. To co dzieje się dookoła boiska, lepiej wygląda w Polsce i w tym upatruję szans na dogonienie światowej czołówki. Obawiam się, że w ciągu 2-3 lat Polska może prześcignąć Chorwację pod każdym względem.

– Jak się Pan odnajduje w małej Bochni? Z pewnością nie jest tu tak słonecznie jak w Dubrowniku.

– Mówiąc szczerze, czasem jest ciężko, ale nie z powodu tego, jaka jest Bochnia. Czuję się tu dobrze, ale brakuje mi żony i córki. Teraz mają do mnie przyjechać na dłużej, jednak na co dzień musimy sobie radzić osobno. Żona pracuje w Dubrowniku. Sprawy rodzinne to trudny aspekt bycia trenerem. W samym klubie czuję się jednak bardzo dobrze. Czasem w małym mieście brakuje rozrywki, ale mam naprawdę dużo pracy z seniorami i drużyną U-19. Do tego ciągle staram się dokształcać, rozwijać. Rozmawiam dużo z innymi trenerami. W wolnym czasie czasem wybieram się do Krakowa. Teraz pogoda nie rozpieszcza, bo pada i jest zimno, ale nie użalam się. Jestem zadowolony. Wrócę do słonecznego Dubrownika na lato.

– Zajmowana obecnie przez BSF 8. pozycja daje prawo gry w fazie play-off. Co chciałby Pan osiągnąć z tym zespołem w rundzie rewanżowej? Czego możemy wymagać?

– Klub jest naprawdę poukładany. Mierzymy się z pewnymi problemami, ale ma je każdy. Dysponujemy wąską kadrą, przed sezonem kilku graczy przyszło, kilku odeszło. Musimy operować w ramach ustalonego budżetu. BSF to wciąż półprofesjonalny klub. W Polsce może trzy do pięciu ekip są w pełni profesjonalne, kilka kolejnych prezentuje półprofesjonalny poziom, w końcu są też takie, którym bliżej wciąż do poziomu amatorskiego. Mamy kilku profesjonalnych graczy, ale reszta łączy granie z pracą lub nauką. Cały czas próbujemy osiągnąć jak najwyższą jakość. Chcieliśmy mieć szerszą kadrę, jednak w lecie nie udało zakontraktować wszystkich zawodników, na których nam zależało. Ważne, czy teraz uda się nam uzupełnić skład. Wszystko rozstrzygnie się w ciągu następnych kilkunastu dni. Bez wzmocnień utrzymanie miejsca w fazie play-off będzie szczytem naszych możliwości na ten sezon. Jesteśmy blisko ekipy z wyższych miejsc, ale one też mają swoje atuty. Wierzę, że poprawimy zajmowaną pozycję, ale to zależy od wielu czynników. Wierzę w siebie i drużynę. Wierzę, że możemy nawet być mistrzami, bo po to rywalizujemy. Do tego potrzeba jednak bardzo wiele. Zawsze staram się patrzyć optymistycznie na sytuację. Nie składam obietnic, że druga runda będzie w naszym wykonaniu bardzo dobra, ale postaramy się jak najlepiej kontynuować naszą misję. W sporcie czasem jeden mecz może wiele zmienić, na lepsze lub na gorsze.

Rozmawiał Mateusz Filipek

foto: Jakub Noskowiak, BSF ABJ Powiat Bochnia

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *