MOSiR Bochnia – Padwa Zamość 37-28 (15-14)
MOSiR: Jarosław Gut, Tomasz Węgrzyn – Mateusz Zubik 7, Filip Pach 6, Marcin Janas, Michał Dobrzański 5, Mateusz Rogóż 5, Mateusz Bujak 4, Iwo Stopczyński 2,Wojciech Dziedzic 1, Hubert Pamuła 1, Tomasz Wolnik, Przemysław Mucha, Paweł Waśniowski, Marcin Jakubowski.
Padwa: Karol Drabik, Wojciech Wnuk, Paweł Proć – Tomasz Fugiel 11, Paweł Maciocha 5, Szymon Fugiel 4, Piotr Gałaszkiewicz 3, Krzysztof Bigos 2, Adrian Adamczuk 1, Tomasz Szałach 1, Karol Juźwiak 1, Jakub Kozyrski, Aleksy Radwański.
Mecz rozpoczął się od wzajemnego badania sił. Pierwsze akcje obu zespołów okazywały się nieskuteczne, łącznie z rzutem karnym gości wybronionym przez bramkarza MOSiR-u. Okazało się, że pierwsze blisko pięć minut bezbramkowego wyniku było cieszą przed burzą, która nastała wkrótce. Od stanu 3-3 Padwa zyskiwała przewagę, która około 20 minuty wynosiła już 4 bramki.
Bochnianie mieli wyraźny kłopot ze sforsowaniem obrony rywala – silnej, doświadczonej i grającej przy tym bardzo twardo. Z kolei co jakiś czas dawały o sobie znać demony bocheńskiej obrony, która pozwalała rywalowi na zbyt łatwe oddawania rzutów.
Na szczęście brany przez Marcina Bożka czas przyniósł efekt. Gospodarze poprawili swoją grę, przez co rywale nie mieli już tyle miejsca przed bocheńską bramką, głównie dzięki agresywnej grze miejscowych. To z kolei przełożyło się na okazje do kontr, dzięki którym MOSiR zdołał w samej końcówce wyjść na jednobramkowe prowadzenie.
Po zmianie stron na parkiecie panowała już tylko jedna drużyna. Dawno nie oglądaliśmy tak dobrej postawy MOSiR-u! Momentami ręce kibiców same składały się do oklasków. Goście próbowali się odgryzać, ale energii na powstrzymywanie szarż bochnian dodatkowo uszczuplonej przez agresję gospodarzy w grze obronnej, starczyło ledwie na 10 minut. Nie pomógł głośny doping kibiców z Zamościa, nie pomogła widowiskowa gra Szymona Fugiela ani atomowe rzuty jego brata – Tomasza. Bochnianie zagrali bardzo kompaktowo – w destrukcji zaangażowani byli wszyscy zawodnicy, a po odebraniu piłki natychmiastowo, niczym do pożaru ruszali skrzydłowi i rozgrywający. W efekcie pomiędzy 40 a 44 minutą MOSiR rzucił aż 6 bramek nie tracąc żadnej. Mimo, że przez kolejne pięć minut Padwa odrobiła dwie bramki, to jak się okazało był to jej łabędzi śpiew. Gospodarze po raz wtóry w tej części gry wrzucili wyższy bieg wybijając jakiekolwiek nadzieje przyjezdnych na korzystny rezultat. Ostatnie dziesięć minut przyniosło podopiecznym Marcina Bożka aż 10 trafień podczas gdy przybysze z Zamojszczyzny tylko 3. nic więc dziwnego, że po po 60 minutach gry MOSiR pokonał Padwę 37-28.