Nakręceni na obronę. – Tacy byli bochnianie w pierwszej minucie spotkania. Szczypiorniści Zagłębia rozpoczęli ten mecz od ataku, ale defensywne szeregi bochnian były nie do złamania. Inna rzecz, że bramki też nie padały – ani z jednej ani z drugiej strony… Tę nieśmiałość do punktowania przełamał dopiero Marcin Janas, ale ekipa SPR-u nadal nie mogła sobie z tym faktem poradzić. Czy to Jarosław Gut onieśmielił Tomasza Kulkę gdy ten stał na linii siódmego metra i szykował się do rzutu, czy to kibice dopingujący MOSiR wyprowadzili go z równowagi? – Tego się nie dowiemy, ale fakt był taki, że z rzutu karnego Kulka trafił tylko w słupek.
W czasie gdy podopieczni Krzysztofa Adamuszka motali się w ataku pozycyjnym, bochnianie zaczęli swój wielki szturm. Trafiał Jakub Spieszny, punktował Mateusz Zubik, a i Kacper Król dołożył swoje trzy grosze do wyniku. W jedenastej minucie na tablicy świetlnej widniał wynik 5:1 i nie trudno było się dziwić, że opiekun SPR-u zdecydował się tę bocheńską passę przerwać. Zresztą co jakiś czas przekazywał swym zawodnikom uwagi, ale niejednokrotnie żadna rada nie skutkowała i zmuszony był do bezsilnego rozkładania rąk. Po wziętym przez siebie czasie, ten odruch kończyn górnych musiał jednak ponawiać, gdyż jego zawodnicy nadal nie radzili sobie w ofensywie. W 18. minucie Jarek Gut posłał „balonik” do bardzo dobrze spisującego się w tym meczu Kuby Spiesznego, a ten nie wahał się by tor lotu piłki zmienić na tyle by wylądowała ona w siatce przeciwnika. Rezultat 10:3, kolejno 12:6… – reprezentanci Zagłębia po prostu nie mogli znaleźć sposobu na bochnian. A dodatkowo, gdy na boisku pojawił się Filip Pach, szum i wrzawa towarzysząca zgromadzonym na trybunach kibicom jeszcze wzrosła, co przełożyło się na kolejne bramki dla MOSiR-u.
Po pierwszej połowie niemal wszystko wyglądało cudownie: kombinacyjne akcje, popis bramkarza, wysokie prowadzenie (sześć bramek różnicy). – Mając to na uwadze chyba nikt nie spodziewał się, że drugie trzydzieści minut pokaże zupełnie inne oblicze bochnian. Podopieczni Ryszarda Tabora starali się powiększać przewagę, ale z każdą kolejną akcją te ich starania wyglądały coraz gorzej. Bartłomiej Milik zaczął wyłapywać rzuty bochnian, Krzysztof Kurełek zaczął pewnie punktować, ale i pozostali gracze z Sosnowca pokazali, że nie składają broni w walce o zwycięstwo. W 40. minucie Tomasz Kulka niemal bez wysiłku zabrał piłkę gospodarzom, pomknął w kierunku bramki i trafił, a już po chwili Grzegorz Mentel zdołał ominąć bocheńskich defensorów. Niby ręce trzymali w górze, ale jakoś nie powstrzymało to rywala. Wysoka przewaga poczęła się topić jak topnieje lód na wiosnę, a wraz z tymi „roztopami” coraz większy poziom nerwowości zaczął towarzyszyć graczom MOSiR-u. Prawdziwa nerwówka dopiero miała mieć jednak miejsce…
W 48. minucie był wynik 21:20, bochnianie byli przy piłce, a nawet oddali rzut. Mogli odskoczyć na dwie bramki, ale nic z tego. Piłkę po ich rzucie pewnie złapał i przytulił do piersi niczym najcenniejszy skarb, golkiper SPR-u. Ale i w bocheńskim okienku można było oglądać perfekcyjne interwencje. „Brawo Tomo brawo!” – dało się słyszeć z trybun, gdy Tomek Węgrzyn raz po raz w przeciągu dwóch minut zatrzymywał rywali. Gdy dołożymy do tego jeszcze przedniej urody kontrę zakończoną po mistrzowsku przez Jakuba Spiesznego, to już naprawdę ręce same składały się do oklasków. Nerwowo nadal jednak było, ale bramka Filipa Pacha uciszyła drużynę przyjezdną i jednocześnie dała wszystkim sympatykom MOSiR-u sygnał do świętowania jakże cennego zwycięstwa.
MOSiR Bochnia – SPR Zagłębie Sosnowiec 27:25 (16:11)
MOSiR: Gut, Serwatka, Węgrzyn – Spieszny 8, Król 4, Janas 3, Najuch 3, Zubik 3, Imiołek 2, Wąsik 2, Kozioł 1, Pach 1, Kokoszka, Piątkowski, Więcek.
Karne: 2/3
Kary: brak
Zagłębie:Milik – Kulka 7, Kurełek 4, Mentel 4, Horodyński 3, Kijowski 2, Sieczka 2, Wiertelorz 2, Bąk, Michalak.
Karne: 2/3
Kary: 6 min
Joanna Dobranowska
Fot. Joanna Dobranowska