III liga. Wielkie emocje i grad bramek przy Parkowej. BKS remisuje

1070 0

BKS – Łysica 3-3 (3-1)
Bramki: Zubel (6’, 15’), Czapeczka (32’) – Kozubek (3’), Paprocki (58’), Kardas (75’)
Żółte kartki: Susłowicz, Kardas, Kozubek (wszyscy Łysica)
Czerwona kartka: Tomasz Dymanowski Łysica) w 6’ za faul.
Składy:
BKS: Pączek – Wasyl, Marut, Kasprzyk, Piech – Komenda (Fortuna 74’), Górecki, Siwek, Turczyn (60’ Rynduch), Czapeczka (63’ Więsek) – Zubel.
Łysica: Dymanowski – Cichoń, Kardas, Szymoniak, Kozubek – Paprocki, Trela, Drej, Wojtal (72’ P. Gardynik) – Michta (6’ Susłowicz), Kalista.

Przed meczem wzięlibyśmy remis w ciemno – powiedział po spotkaniu trener gospodarzy – Marcin Leśniak. Chwilę później dodał – wynik był sprawiedliwy, choć pozostał jednak niedosyt. I rzeczywiście pozostał. BKS miał bowiem rywala już na łopatkach i powinien był go dobić po jednej z kontr. Mógł strzelić Zubel, mógł strzelić Czapeczka, strzelił Siwek, ale sędzia – chyba słusznie – odgwizdał spalonego. Gola strzelili goście za sprawą niezwykle dynamicznego Paprockiego i… zaczęło się.

Piłkarze Łysicy, którzy od 6 minuty grali w dziesiątkę postawili wszystko na jedną kartę. Zagrali w drugiej połowie trójką w obronie wystawiając się na duże niebezpieczeństwo szybkich kontrataków gospodarzy. I nie wiele brakowało, aby stracili kolejne bramki, ale to jednak oni –bardziej doświadczeni, ograni w wyższych ligach (linia obrony oparta była o zawodnikach, którzy grali w ekstraklasie), lepiej zorganizowani i pewni swoich umiejętności w końcu wyrównali. Na skrzydłach gości szaleli wspomniany Paprocki i gwiazda zespołu – Mirosław Kalista, o którego pytają coraz częściej kluby ekstraklasy – ostatnio Polonia Warszawa. W środku świetne piłki rzucał Krzysztof Trela –mózg Łysicy, a za jego plecami czarną robotę wykonywali blisko dwumetrowy Drej i Wojtal. Goście stwarzali duże zagrożenie po stałych fragmentach gry. Po nich zresztą padły bramki na 0-1 i 3-3. W pierwszej sytuacji po rzucie rożnym Treli piłkę z 5 metrów potężnym strzałem pod poprzeczką umieścił z woleja Kozubek, w drugiej, po wyrzucie z autu, wysoki Kardas głową nie dał szans interweniującemu Pączkowi.

Kreatywność przednich formacji Łysicy w połączeniu z ich dynamiką napsuła młodej obronie BKS, sterowanej przez bardzo dobrze broniącego Pączka (nie miał szans przy straconych bramkach) wiele krwi. Mimo to z przyjemnością oglądało się pojedynki Piecha z Paprockim, które były ozdobą meczu oraz powstrzymywanego wielokrotnie Kalistę przez Maruta i Kasprzyka. Przez większą część meczu środek pola kontrolowali defensywni Górecki z Siwkiem a grający przed nimi – ofensywny środkowy pomocnik – Sebastian Turczyn rozegrał najlepsze spotkanie odkąd trafił latem do Bochni. Był dynamiczny, nieszablonowy, a przede wszystkim odważny w podejmowanych decyzjach. Świetnie radził sobie w indywidualnych rajdach oraz grze kombinacyjnej, zagrał kilka bardzo dobrych, prostopadłych piłek do Sławomira Zubla i skrajnych pomocników – Czapeczki (piękna bramka na 3-1) i Komendy. Ten ostatni, zaprezentował się co najmniej poprawnie i dzięki temu Marcin Leśniak miał szersze pole manewru w doborze obsady środka pola.

Szkoleniowiec BKS nie miał dzisiaj jednak szczęśliwej ręki do zmian. Wprowadzeni, powracający po kontuzji Kamil Rynduch i Mateusz Więsek zaprezentowali się dużo słabiej od piłkarzy, których zmienili – odpowiednio Turczyna i Czapeczki. Widać było u nich brak czucia piłki i dynamiki. W decydujących momentach nie zawsze wybierali najlepsze dla zespołu rozwiązania. Wejście w rytm treningowy powinien wkrótce przełożyć się na dużo wyższą dyspozycję wspomnianej doświadczonej dwójki. Solidnie, a na pewno lepiej niż w meczu przeciwko Szreniawie, zaprezentował się Mateusz Fortuna, który miał okazję do zdobycia bramki na 4-3, jednak swoim błędem technicznym wyrzucił się za bardzo do boku pola karnego i jego strzał bramkarz sparował na rzut rożny.

W ataku po raz kolejny dobrze zaprezentował się Sławomir Zubel. Strzelił dwie bramki z rzutów karnych. Najpierw w 6 minucie, po tym jak dał się sfaulować w polu karnym Dymanowskiemu, który otrzymał za to przewinienie czerwoną kartkę. Niespełna 10 minut później po faulu Susłowicza (rezerwowy bramkarz Łysicy chciał zabawić w barcelońskiego Victora Valdesa i wdał się w drybling z Turczynem zakończonym faulem) podwyższył na 2-1. Mógł strzelić jeszcze co najmniej jedną bramkę, ale w najlepszej sytuacji – w 51 minucie strzelił w słupek.

Mecz z Łysicą pokazał jak bardzo III liga różni się od IV ligi, którą w cuglach wygrali bochnianie. W bieżącym sezonie piłkarze, aby zdobyć punkty muszą wznosić się na dużo wyższy pułap swoich możliwości. Nie tylko technicznych, ale fizycznych i taktycznych. Remis z Łysicą, to w gruncie rzeczy sukces bochnian, którzy nie byli faworytami tego meczu. Patrząc jednak na przebieg spotkania, można żałować, że zwycięstwo, które było przecież tak blisko, nie zostało obronie do ostatniego gwizdka…

Wkrótce więcej informacji na temat meczu: galeria zdjęć oraz materiały video – skrót meczu i pomeczowe wywiady.

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *