Za wami wygrane derby, a przy tym drugie wiosenne zwycięstwo. Czy wygrana nad GKS smakowała tak samo jak każde inne zwycięstwo?
Wiadomo, że to zwycięstwo ma dodatkowy wymiar. Od kilku tygodni wszyscy mówili o derbach. Chcieliśmy zrehabilitować się za porażkę sprzed roku na tym stadionie. Udało się i bardzo się cieszymy. Najważniejsze dla nas było, aby tutaj wygrać.
To było trudne dla was spotkanie. W pierwszej połowie zyskaliście przewagę, ale w drugiej GKS rzucił wam rękawicę.
Tak, w drugiej połowie Drwinia nie miała nic do stracenia. Rzucili się na nas. U nas z kolei pojawiły się urazy i trzeba było przeprowadzić zmiany. Wiadomo, że jak się wchodzi z ławki w meczu derbowym, to ciężko wejść w odpowiedni rytm. Chcieliśmy zagrać bardziej defensywnie, przeczekać ich a następnie zagrać jakąś piłkę rzucić do przodu. Mieliśmy kilka sytuacji, aby wcześniej zakończyć mecz. Nie udało się. W końcówce rywale mieli karny, na szczęście nie wykorzystali go. Mamy trzy punkty.
Spadł panu duży kamień z serca, gdy Ifeanyi Nwachukwu nie wykorzystał „jedenastki”?
Oczywiście. Zremisować w doliczonym czasie gry wygrany mecz, to nie jest nigdy przyjemna rzecz. Gdy nie trafili karnego, cieszyliśmy się podwójnie.
Pod koniec drugiej połowy obie strony mogły strzelić bramki. Dla was Grzegorz Mus, dla GKS – Michał Bajda.
Rzeczywiście, obaj mieli tak zwane „setki”. Płyta boiska nie jest jeszcze tak dobra, więc te niewykorzystane sytuacje mogły wynikać właśnie z tego.
Wywieracie presję na Lubaniu [dzień później zremisował 0-0 – przyp. MK], a już niedługo czekają was mecze na własnym stadionie.
Na razie to zapoznajemy się z boiskiem trawiastym. Większość zajęć prowadziliśmy na sztucznym boisku. Myślę, że jak przeprowadzimy więcej zajęć na murawie, to nasza gra będzie wyglądała lepiej. W meczu derbowym nikt nie chciał zaryzykować ładnej dla oka gry, bo każda ewentualna strata kończyłaby się stratą. Chciałbym pogratulować zespołowi zdobytych trzech punktów zdobytych na ciężkim terenie, na którym nikt od ośmiu meczów nie wygrał. Tym większe dla chłopaków uznanie. Dzisiaj Jarek Siwek miał swój wielki dzień, a z kolei Krystian Lewicki dograł fantastyczne dwie piłki.
W okresie przygotowawczym często pan podkreślał, że pracujecie nad stałymi fragmentami. Z Drwinią przyniosły wymierne korzyści.
Przygotowaliśmy sobie na ten mecz cztery schematy. Dwa z nich wypaliły. Krystian dograł tam gdzie piłka miała spaść, z kolei Jarek był dokładnie w tym miejscu, który przewidzieliśmy. Pierwsza jego bramka, to stadiony świata.